Walentynki
Do zimowej kniei,
Wszedł Walenty rano.
Lecz, sam tu nie przyszedł,
Fruwał nad nim Amor.
I choć był to luty,
Spisywał się dzielnie.
Co rusz strzelał z łuku,
I to bardzo celnie.
Gdzie swój łuk kierował,
Świat się wokół zmieniał.
Serduszko pikało,
A las pozieleniał.
Buk klęczał przed lipą,
Niczym przed Madonną
Wyznając jej miłość,
Szczerą i dozgonną.
Zaś samotnik jesion,
Co rósł nad potokiem.
Za czarną olszyną,
Tęsknym wodził wzrokiem.
Młodziutki zawilec,
W klonowej altance.
Całował przylaszczkę,
Na swej pierwszej randce.
Do świerka zaś brzoza,
Tuląc się szeptała,
Że jest tak zazdrosna,
Aż pozieleniała.
Zefirek konwalię,
Woził swym pegazem.
Po to, by przez chwilę,
Być z wybranką razem.
Do dęba zaś sosna,
Rzekła: Proszę Pana,
Jestem, aż po szyszki
W Panu zakochana.
Gdy odszedł Walenty.
Ucichło serc drżenie,
Umizgi, zaloty
I zauroczenie.
Władysław Dzięgała
Luty
Suną
cicho sanie.
W zaspach brnie koń kary.
Skrzypią w śniegu płozy
I dzwonią janczary.
Uśmiechnięty luty
Wkłada białe botki,
I puszystym śniegiem
Kroczy przez opłotki,
Śpieszy przyozdobić
Drzew bezlistną cerę,
W klipsy z diamentami
I kolczyki z
pereł.
Założyć brylanty
Na zmrożonych licach.
Błyszczeć złotem słońca
I srebrem księżyca.
Władysław Dzięgała
Trop nadziei
W samym środku zimy
Las jest w puchu cały,
A dróżki i ścieżki
Skrywa dywan biały.
Zaś śniegowe płatki
Z gwiazdkami pospołu,
Tworzą tory przeszkód
Pełne zasp i dołów.
Przemarznięte zwierzę
Z trudem i mozołem,
Znajduje źdźbło trawy
Pod tym białym stołem.
Wydeptana ścieżka
Jest tropem nadziei.
Jest świadectwem życia.
Jest arterią kniei.
Władysław Dzięgała
Zamieć
Ten pochmurny niż nad nami,
Za Zenona sprawą.
Kręcił młynka nad dachami,
Zamieci kurzawą.
Po, co sypiesz śniegu tony,
Kiedy wiatr tak wieje?
- Jesteś Zenku wprost szalony,
Spójrz, co tam się dzieje?
- Mój Walenty! Idzie wiosna?
- Szef Ci nie wybaczy!
- Śnieg nie może w Niebie zostać?
- Bierz Ty się do pracy!
Pracowali przez noc całą,
Od gór, aż do morza.
Gdzie nie spojrzysz, wszędzie biało.
Zaspy i bezdroża.
Nocą ciemną, w mrok okryta
Sypiąc puchem miękkim.
Szła Faustyna i Jowita
Zmienić Walka z Zenkiem.
I znów chmurny niż nad nami,
Za Faustyny sprawą,
Kręcił młynka nad dachami
Zamieci kurzawą.
Władysław Dzięgała
Zamieć
Z Archaniołów skrzydeł
Białe pióra lecą,
Srebrzą się i błyszczą,
Iskierkami świecą.
Wicher prze potężnie
Niczym smocza paszcza
Rozdmuchuje pióra.
Rozrzuca po chaszczach.
A siłę ma taką
Jakby kilku fanów,
Skakało brejkdans,a
W centrum huraganu.
Bladolica zamieć
Niczym śmierć w łachmanach,
Tańczy zbójnickiego
Od samego rana.
Drżą śródleśne dęby
I nadrzeczne łozy,
Kiedy hula zamieć
Na tym balu zgrozy.
Władysław Dzięgała
Okiść
Białe lasy, bory.
Na drzewach biel wszędzie.
Wiszą czapy śniegu
Wielkie jak łabędzie.
Bielą się jesiony.
Srebrem skrzą się buki.
Delikatne brzozy
Śnieg wygina w łuki.
Zaś po środku boru
I na kniei brzegu,
Garbi się sośnina
Pod ciężarem śniegu.
Świat utonął w bieli.
Niebo w zaspach grzęźnie.
Pęka lasom dusza,
A drzewom gałęzie.
Pan i Stwórca Świata
Srodze zatroskany,
Bandażuje śniegiem
Po okiści rany.
Miłośnik przyrody
Zziębnięte lica dębów i brzóz.
Miłośnik zwierząt siadł na swój tron
Na przedramieniu oparłszy broń.
Na przedramieniu oparłszy broń.
Zoczywszy byka. Namierzył cel.
Klasyczny widłak. Wokoło biel.
W mig na komorze ustawił krzyż,
By moc swych uczuć przekazać dziś.
Zmarznięty jeleń (nie czując nóg),
Wbijał w zmarzlinę oczniaka róg.
Przezwyciężając ból, lęk i strach,
Rył opierakiem lód, śnieg i piach.
Racicą grzebał i tam i tu,
Szukając zbawczych zielonych mchów.
Źdźebełko trawy uznał za cud.
Nadzieję, która oszuka głód.
Stanąwszy w ogniu. Nie słyszał nic.
Kropelki pereł spływały z lic.
Na ziemię spadły w godzinę złą...
Świat w oczach płonął zachodząc mgłą.
Znikła w ciemności knieja jak duch.
Błysk zabrał z sobą światło i ruch.
Trafiony w serce swój zamknął czas.
Wykonał „świecę.” W bezruchu zgasł.
Zabite życie (gdy ucichł huk)
Do swego Boga szukało dróg.
Pytało księżyc, miliony gwiazd:
- Dlaczego musi pożegnać las?
I rozmyślało: - Dokąd ma iść?
Co ma powiedzieć Naturze dziś?
- Że zginąć musiał (przez wieniec) byk?
Bo brak w nim koron? I grubych tyk?
Że wieczny ósmak? Że widły ma?
Że wieczny ósmak? Że widły ma?
Nie taki pokrój? Sylwetka zła?
Czy za te winy w sekundy ćwierć?
Miał człowiek prawo skazać na śmierć?
- Co czuł myśliwy strzelając doń?
Wie to jedynie Pan Bóg i On.
Władysław Dzięgała
Styczeń
Idzie zima lasem
Stąpa równym krokiem,
Zatrwożone ptaki
Pukają do okien.
Mróz maluje pędzlem
Na szybach ikony
I zdobi w diamenty
Strzeliste korony.
Szron ubiera pączki
W kryształową szatę.
Szadź zapala świeczki
Śnieg przystraja w watę.
W tiulach i muślinach
Stoją drzewa w śniegu,
Jak śliczne modelki
Na gwiezdnym wybiegu.
Srebrzą się kałuże
Grubym lodem skute.
Szyszki wiatr kołysze.
Skrzypi śnieg pod butem.
Toną w zaspach drogi.
Niebo mruży oczy.
Po srebrzystym puchu
Mroźny styczeń kroczy.
Władysław Dzięgała
Sylwester
W
grudniowy wieczór
- Mój przyjacielu –
Siadam wygodnie
W swoim fotelu.
Jest dziś Sylwester
Wiec z łezką w oku
Chciałbym pożegnać
Ten koniec roku.
Nie pójdę nocą
Jak młodzik w miasto
Postawię szampan
Kawę i ciasto.
Wezmę pilota
Przycisnę palcem
I po
kanałach
Przejadę walcem.
Tam się zabawię
Gdzie palec walnie
Na wielkim placu
I wirtualnie.
Będę w Krakowie,
Gdańsku,
Warszawie,
Zaliczę Poznań
I Wrocław prawie.
Będą mi śpiewać
Z Polsatu gwiazdy,
I z TVN-u
Osobno każdy.
Będę
wybrańcem
Mówiąc najprościej,
Ważną personą.
Proszonym Gościem.
A o północy
Z szampańskim kacem
Zobaczę w niebo
Lecące race.
Wszystko to dla mnie
Bez mrozu, tłoku,
Bym mógł
się znaleźć
Już w Nowym Roku.
Kto by pomyślał
Tyle zachodu
By Rok przywitał
Ja..
Senior rodu.
Władysław
Dzięgała
Wigilia
Mrok, na nieba skłonach.
Grudniowa noc długa.
Jodełka zielona,
Tęczą świateł mruga.
Na stole, garść siana
Biały obrus, świece.
Wigilijne dania.
Ryba w galarecie.
Dwunasta potrawa
Modlitewna cisza
I wolna zastawa.
Krzesło dla przybysza.
Stajnia, żłobek, Matka.
Betlejemskie credo.
Biały chleb opłatka,
Łączy ludzi w jedno.
Władysław Dzięgała
Wieczerza
Jest taka
noc jedyna
W
kalendarzowym roku,
Która
rodziny zbliża,
Raduje
łezką w oku.
Gospodarz
pilnie szuka
Pierwszej
gwiazdki na niebie,
Dostawia
puste krzesło
Dla tych, co są w
potrzebie.
Szukamy
więc w pamięci
Stajenki
i pasterzy,
Gdzie Chrystus się narodził.
Stąd święto tej
wieczerzy.
Opłatek ,
który trzymasz
Zachęca
bardzo szczerze,
Nie tylko dziś do życzeń
I
bardzo skrytych zwierzeń.
Lecz również i do wiary
Niech włączy siły sprawcze.
W to
zwłaszcza te, co dają
Łut szczęścia nam na zawsze.
W dialogu
ludzkich sumień
Dziś taka moc tkwi właśnie,
Że milkną
w naszych sercach
Na zawsze spory,
waśnie.
Choinka
światłem mruga,
Czułością
skrzy się dusza.
Spragnione szczęścia życie
Raduje się i wzrusza.
Kolędy
śpiew już płynie,
Melodię słychać
wszędzie.
Kto łamał
się opłatkiem
Urokiem
świąt żył będzie.
Ta cicha noc da Tobie
Przepustkę do sukcesów.
Da zdrowie jak najlepsze
I dar , jak żyć bez stresów.
Zasiądźmy
więc do stołu,
Szanujmy
uświęcenia.
Wieczerza, to wigilia
Bożego
Narodzenia.
Władysław Dzięgała
11.12.
2018r.
Wigilijny stół
Na wigilijnym stole
Są tylko
postne dania.
Królują
pyszne ryby,
Od śledzi
stół się słania.
Niektóre
są w śmietanie
A inne
wolą olej,
Rolmopsy
zaś w zalewie
Czekają na swą kolej.
Jest ryba
w galarecie
I karp. -
Po grecku pewnie?
Duszony
filet z pstrąga
W koperku i
zalewie.
Pierogi w
kilku smakach
Z kapustą
i grzybami,
Prawdziwki zapiekane,
Czerwony barszcz z uszkami.
Łazanki w
dużej misie
Z kapustą
dla okrasy,
Przepyszne wręcz gołąbki
Z farszem gryczanej
kaszy.
Są także
smakołyki
Podane
prosto z rusztu,
Jak się w
nich rozsmakujesz
Przypadną Ci do gustu.
Dwanaście dań już dymi
I kusi po
kryjomu,
Sekretem
potraw babci
I strawą pani domu.
Władysław Dzięgała
12.12. 2018r.
Prawo Natury
Sam zrobiłem karmnik ptakom.
Zapisałem myśli rymem.
Wszystko po to by najsłabsi
Mogli przetrwać srogą zimę.
Tuż nad wodą stoi drzewo
Na
gałęzi karmnik dźwiga,
A w karmniku są nasionka
Co rusz po nie ptaszek śmiga.
Patrząc na to sam się dziwisz,
Karmnik w sumie jest niewielki,
Taka zwykła mała budka,
Daszek z papą i szczebelki.
Ja, gdy jesień już nadchodzi
Sypię do niej różne ziarna.
Jest słonecznik, płatki z owsa
Nawet z boczku skórka marna.
Pszenna bułka pokruszona
Którą tłuszczem się okrasi,
Sadło, pęczak , drobna kasza
W małej siatce przysmak ptasi.
Gdy nadchodzi chłód i zimno
Do pokarmu przylatują
Pojedynczo i stadami
Małe ptaszki co zimują.
Bywa tak że i czasami
Zanim rano słonko wstanie
Zjawia się wiewiórka ruda
Tak po prostu na śniadanie.
Żaden ptak tu nie jest syty,
Bywa czasem najedzony,
Tu nie jada się widelcem,
Lecz wprost w dziobek albo w szpony.
Czasem zjawia się drapieżnik,
Kiedy fruwa ta gromada.
Widząc ptaszka ślinka leci
Nawet kotu od
sąsiada.
Rzut beretem od
karmnika
Zebrały się
drapieżniki
Robią wszystko
co w ich mocy,
By pomieszać ład i szyki
Z boku patrzą na
raj ptasi
I krogulec i
jastrzębie
Loty sikor
obserwują
Czując istne
niebo w gębie.
Godzinami tak w
bezruchu
Na tą budkę
wciąż się gapią.
Biesiadnicy są
tak sprytni,
Że żadnego z
nich nie złapią.
Choć mróz szczypie, wszędzie
biało
Świat swą drogą kroczy
naprzód,
„Chcesz być
syty musisz zginąć”
Kto wymyślił
taki absurd.
Ja myślałem, że
ten karmnik
Jest dla ptaków
czymś radosnym,
A tu walka na
całego
O przetrwanie trwa do wiosny.
Chciałem pomóc
tym najsłabszym
Więc słoninkę w
paski kroję,
Lecz natura ma
swe prawa
Bez skrupułów
robi swoje.
Bywa tak, że
czasem ginie
W czasie lotu
życie młode,
To Natura
wprowadziła
Takie Prawa. Taki Kodeks.
Gdyby z
prawem tym coś zrobić.
- Może byłoby
ciekawie?
- Co Ty
myślisz? Proszę powiedz:
- To jest prawo? Czy bezprawie?
Władysław Dzięgała
03.12.2018r.
Jesienny spacer
Mokro, zimno, nieprzyjemnie.
Taki świat jest w listopadzie,
Mimo wszystko na spacery
Dziś każdemu chodzić radzę.
Aura chociaż jest pochmurna,
Czasem w oczy śniegiem prószy,
Ruch i spacer daje siły,
Jest balsamem dla twej duszy.
Bywa także i pogodnie
I choć ciepła się nie czuje,
Raźniej nogi dróżką niosą
Serce w piersi się raduje.
Na parowach leżą liście,
Wiatr porywa je i gania.
Tam gdzie tworzy grubą kołdrę
Ma natura czas przetrwania.
Z drzew ostatni listek zleciał,
Choć w koronach szaro, buro,
To na ziemi kolorowo.
Jesień także ma swój
urok.
Więc namawiam bardzo szczerze
Dziś każdego. Ciebie także.
Wdziewaj buty, idź
na spacer.
Ruch dla zdrowia jest zbyt ważny.
Spacerujmy - Moi Drodzy –
Ścieżką, dróżką mało znaną
Gdyż jesienią aura bura
Chce być także
podziwianą.
Władysław Dzięgała
02.12.2018r.
Nawyk
Pewnie o tym wiemy,
Więc powiedzmy szczerze,
Jak na ludzi
wpływa
Gra na komputerze.
Każda z nich ma w sobie
Tajemne szarady,
Ukryte gdzieś w treści
Wirusy zagłady.
Co wszystkim grającym
Czy stary, czy młody,
Blokują neurony
I czyszczą obwody.
Najnowsza technika
Ogłasza zwycięstwo,
Zabrała nam ludziom
Nasze człowieczeństwo.
Ktoś z boku się dziwi:
- Dlaczego? I Po co?
Istoty rozumne
Bez przerwy w to grzmocą?
Dlaczego komputer
Kusi jak narkotyk
,
By usiąść, by zagrać.
Zbawczy poczuć dotyk.
I stukasz i pukasz
Tak doba za dobą.
- Nie ma już człowieka?
- Za biurkiem jest robot?
Za nim się obejrzysz.
Mim wnioski wysnujesz,
Twój układ scalony
Nawala,
szwankuje.
Znikają uczucia.
Czujesz w sercu niemoc.
Ogarnia Twój umysł
Agresja i przemoc.
Przez
nawyk, głupotę
Łza się w oku jawi,
Tych szkód i psycholog
Może
nie naprawić.
Władysław Dzięgała
30.11.2018r
Niebo
Tam! W górze jest niebo.
Dla Ziemi jest kloszem.
Niebieskie dla ludzi
I czarne w kosmosie.
Czasami ma chmury.
Są czernią i bielą
Co ziemię wykąpią
I śniegiem wyścielą.
W dzień niebo ma słońce
Co świeci i grzeje.
Ma wietrzyk , zefirek
Co chłodzi gdy wieje.
A nocą jest księżyc
Tańczący w półcieniach
I gwiazdka, co spada
By spełnić życzenia.
Mnie niebo raduje.
W wyznaniach jest święte.
Kojarzy się z Rajem
I świata poczęciem.
Ty o nim co myślisz
Gdy patrzysz wprost w niebo:
- Dostrzegasz tam dobro?
- Czy widzisz coś złego ?
Władysław Dzięgała
29.11. 2018r.
Oczekiwanie
Pisałem o wszystkim,
Co myślę i czuję.
O wszystkim co ważne
I co się rymuje.
Co tkwi jak grot strzały,
Jest przy mnie i we mnie.
Co prosi , ostrzega
Wciąż potajemnie.
Gra mi na nerwach,
Stresem się bawi.
Smutkiem bez końca,
Okiem , co łzawi.
O drzewach i listkach,
Pączkach i kwiatach.
Jak w życiu są ważne.
Jak ważna dla świata.
O naszych przeżyciach,
Co każdy z nas czuje
I to, co zniewala.
Co serce miłuje.
O wszystkim, co kochasz,
Co miłość w nas budzi.
Wdzięczności. Przyjaźni.
Szacunku dla ludzi.
O naszych przywarach,
Nawykach i wadach.
O życiu beztroskim.
Rodzinnych szaradach.
Komuniach i ślubach.
Okrągłych rocznicach
O losach wyklętych.
O ludzkich przeżyciach.
O sprawach przyziemnych,
Dla innych bez znaczeń.
O drogach i ścieżkach
Życiowych wypaczeń.
Pisałem, pisałem
A papier przyjmował.
Poprawy nie widać .
Więc piszę odnowa.
O tęczy kolorach
Stubarwnej przestrzeni.
Ktoś może przeczyta
I los się odmieni?
Władysław Dzięgała
29.11. 2018r.
Grudzień
Po zmarzniętej grudzie
Idzie z laską starzec,
Z workiem świętych darów,
Koszem pełnym marzeń.
Brnie w zaspach bezdrożem
W śniegu po kolana,
Nuci dumki brzozom
I wierzbom od rana.
Lodem skuwa wody,
Czesze włosy trzcinom,
Otula zagony
Srebrną peleryną.
Jodle wkłada czapę,
Sośnie daje szalik,
Jarzębinie wręcza
Z brylantem medalik.
Pierwszą gwiazdką z nieba
Ludziom w okna zerka,
W mieszkaniach zapala
Światełka na świerkach.
W wigilijny wieczór
Dzieli się opłatkiem,
Obdarza nas zdrowiem
Szczęściem i dostatkiem.
Przy kominku siada
W fotelu bujanym
I rozpala ogień
W sercach zakochanych.
Nocą kiedy domy
Bożym blaskiem świecą,
Rozdaje prezenty
Dorosłym i dzieciom.
Sylwestrową nocą
Balem świat rozgrzesza
I z lampką szampana
Odchodzi jak Cesarz.
Władysław Dzięgała
Pierwszy śnieg
Władysław Dzięgała
W kalendarzu jeszcze jesień.
Jeszcze wczoraj z nieba lało,
A dziś przyszła do nas zima
Przyodziana w tiul na biało.
Pole, łąka, las, krzak, drzewo,
Ścieżka, droga, stok, szczyt, góra.
Są jak skrzydła Archanioła
Białe jak łabędzie pióra.
Chata, wioska, okolica
I opłotki i zagroda,
Są niewinne, śliczne, białe
Jak w welonie panna młoda.
Mój jesienny świat kolorów
Bóg otulił do snu w łożu
W najprawdziwszy śnieżnobiały,
Przeogromny miękki kożuch.
Obmywa ziemię
Rzęsistym deszczem,
Kołysze serca
W dzwonach złowieszczych.
Krzykiem żurawi
Żegna przyrodę,
Opada liściem,
Całuje chłodem.
Kryształy szronu,
Zmrożoną zieleń,
Pędzącym wichrom
Pod stopy ściele.
W bezlistnym lesie
Nagiej koronie,
Płatkami śniegu
Ogrzewa dłonie.
Na
twarzy nosi
Od lata zarost,
Beżowej trawy
Ze
ściernią starą.
Gwiazdkami śniegu
Szybuje z góry
I
goli chwasty
Brzytwą natury.
Zmęczony klęka
Markotny,
smutny,
Stłamszony życiem
W stroju pokutnym.
Pełen
zadumy
Na skraju lasu,
Cmentarzu liści.
Zaduszkach czasu.
Władysław Dzięgala
Jesień
Władysław
Dzięgała
Słońca mglistym okiem
Czule zerka wszędzie,
Fruwa złotym liściem,
Opada żołędziem.
Zawiesza korale
Na jarzębin szyjach
I poranną rosę
Jak wino wypija.
Uwielbia pastele,
Zieleni się borem,
Rozkwita jak róża
Krwistym
muchomorem.
Wisi kolią pereł
Na przydrożnej brzozie
I wśród drzew wyściela
Mchami do snu łoże.
Siada babim latem
Na
leśnej polanie
I ubiera życie
W welon mgły nad ranem.
Z pędzlem i paletą
Wchodzi na jesiony,
I zamienia w złoto
Liście i korony.
Maluje pejzaże,
Kolorem się bawi,
Nosi pęki kluczy
Gęsi i żurawi.
Rysiom ścieżki chowa
W najdziksze ostępy
I utyka wrzosy
W przeurocze kępy.
W kniei nagie buki
Przytula do łona,
Skibą czas odmierza
Na czarnych zagonach.
Świat przykrywa pledem
I pierzyną białą,
W szadź ubiera dęby
I przyrodę całą.
I przyrodę całą.
Październik
Ma słońce i błękit
Ma chmury i błoto,
Stubarwną przyrodę,
Rubiny i złoto.
Na ścieżkach dywany,
Błyszczące karaty,
Purpurę i brązy
Karminowe szaty.
Pastelowe barwy
Żółci i czerwieni,
Kolorowe wstążki
W warkoczach jesieni.
Knieja jesienią
W
promieniach słońca
Kąpie
się jesion,
Złotym
grzebieniem
Brzozy
się czeszą.
Przy leśnym dukcie
Stoi
klon bosy,
Czerwone wstążki
Wplata
we włosy.
Wiatr zrywa liście
Dywany
ścieli,
W
ciepłym kolorze
Żywych
pasteli.
Jesienna knieja
Pełna
jest cienia,
Kwiatów paproci,
Ryku
jelenia.
Władysław Dzięgała
Jesień
Perły z niebios lecą,
Błękit wdziewa szaty,
Kluczem świat otwiera
Podróżnik skrzydlaty.
Roztargnione słońce
Łąki stroi beżem,
Zagubiony żuczek
Szuka życia ścieżek.
Jesień pokrzywami
Kroczy po parowach,
Zielonki i rydze
Pod kapotę chowa.
Lecą z koron liście
- Motyle jesieni -
Czas kolory ściele
Pod stopy jeleni.
Babie lato nicią
Pośród drzew się snuje,
Jesień dłutem Stwórcy
Dziuple w drzewach kuje.
Mgła bielutkim mlekiem
Poi ranne zorze,
Knieja kołdrą liści
Do snu ścieli łoże.
Październik
Październik przyrodzie
Rozdaje z ochotą,
Puchowe dywany,
Rubiny i złoto.
Kładzie na ścieżkach
Błyszczące karaty,
Brązem i purpurą
Zdobi kniei szaty.
Pastelowe
barwy
Żółci i czerwieni,
Wplata niczym wstążki
W
warkocze jesieni.
Zasypia pączkami
W bezlistnych koronach
I tuli konary
W matczynych ramionach.
Borom, kniejom, lasom
Maluje witraże,
Laserunkiem złoci
Przyrody ołtarze.
W
dolinach nadrzecznych
Chadza w mglistych togach,
Dźwiga chłód poranków
Na
jelenich rogach.
Rosą zdobi skronie,
Kroplą deszczu łzawi,
I
zamyka niebo
Kluczami żurawi.
Woalką pajęczyn
Skrywa trawom lica,
I brodzi w kaloszach
Po kałużach życia.
Tańczy
na ugorach,
Hula po bezdrożach,
W stopy kłuje ściernią
Po
skoszonych zbożach.
Wyoraną skibą
Znaczy ziemi łono,
I bruzdami czasu
Marszczy twarz zagonom.
Nie gardź
Nie gardź tym miejscem mój Boże
Tam, gdzie nie rosną już drzewa.
Posadzę wierzbę płaczącą.
Będę ją łzami podlewał.
Listowiem błękit wymoszczę.
Parasol zrobię z ich cieni.
Stworzę cudowną oazę,
Ze świeżej, żywej zieleni.
Nie gardź tym miejscem mój Boże
Tam, gdzie już nie ma miłości.
Zaszczepię słowa nadziei,
Na pniu bezdusznej nicości.
Splotę z rąk ludzkich łańcuszek.
Z uśmiechów zrobię medalik.
Obudzę w sercach uczucie,
Aby się ludzie kochali.
Nie gardź tym miejscem mój Boże
Tam, gdzie króluje egoizm.
Rozniecę płomień przyjaźni.
Światło zaś dobroć potroi.
Zatrzymam zegary czasu.
Stworzę świat pełen uroku.
Otulę ludzkie sumienia
Światłem anielskich obłoków.
Władysław Dzięgała
Bukiet
Zerwę kwiaty
wczesnym świtem.
Tam gdzie
chabrów jest najwięcej.
Dam Ci bukiet
marzeń skrytych,
Tych wyśnionych
w snach dziewczęcych.
Pójdę z Tobą hen nad łąkę.
Tam, gdzie
wiosna tka dywany.
Dam Ci kwiat z
cudownym pąkiem,
Co rozkwita
zakochanym.
Pójdę z Tobą wzdłuż strumienia.
Tam, gdzie rosną
lilie w wodzie.
Dam Ci bukiet
uwielbienia.
I od święta i
na co dzień.
Pójdę z Tobą na skraj kniei.
Tam, gdzie fiołków są
kobierce.
Jeśli znajdę
kwiat nadziei.
Zamiast kwiatów
dam Ci serce.
Wrzesień.
Rześki, rumiany
W stubarwnych szatach
Zbiera owoce
Wiosny i lata.
Wstydliwie mgłami
Lico
przyciemnia
Oddając wszystko,
Co skrywa ziemia.
Ubiera sady
W tęczę kolorów,
Koszami grzybów
Wychodzi
z boru.
Wrzesień jesienią
Do kniei bieży,
Aby ją chronić
Pazurkiem jeżyn.
Chomikom wręcza
Garściami
zboże,
Dzikom żołędzie,
Wiewiórce orzech.
Cieplutkie
pióra
Sowom i krukom,
Lisowi futro,
Sadło borsukom.
Chwyta promienie
W winogron kiście
Zawiesza
rosę
I zrzuca liście.
Brzozę przystraja
Welonu
bielą,
Wystawia ptakom
Wizy na przelot.
Wychodzi dumnie
Z letniego cienia
Odlotem gęsi,
Rykiem
jelenia.
Zmęczony pracą
Szuka ochłody
W troskliwym łonie
Matki Przyrody.
Jest wciąż mi żal
Gdy patrzę w
dal
Jest wciąż mi żal
Mych snów,
Które nie kłamią.
Kopiastych fur,
Pstrokatych kur,
Jak cień -
Idących
za mną.
Kosiarza kark,
Spocony tak,
Jak koń -
Pokryty pianą.
Skoszonych łąk,
Mdlejących rąk
Pod wiatr,
Grabiących siano.
Gdy patrzę w dal
Jest wciąż mi żal
Jak chleb -
Ciepłych poranków.
Przydrożnych grusz,
Porannych zórz,
Jak śnieg -
Białych rumianków.
Łaciatych krów,
Błękitnych lnów,
Jak
miód -
Złotych rzepaków.
Drewnianych szop,
Na polu kop,
Jak krew -
Czerwonych maków.
Gdy
patrzę w dal
Jest wciąż mi żal
Na wsiach
Słomianych dachów.
Zapachu trzód,
Skrzypiących wrót,
Bez lic
W konopiach strachów.
Bielonych chat,
Na sznurach szmat,
Wśród strzech
Miauczących kotów.
Krzaczastych łóz,
Bielutkich brzóz,
Na wskroś
Dziurawych płotów.
Władysław Dzięgała
Lato
Brzask laserem złotym
Strąca
gwiazdy nocy.
Świt kropelką rosy
Myje kwiatom oczy.
Wachlarzami liści
W takt serc naszych bicia,
Przyroda nakręca
Klucz w zegarze życia.
Uskrzydlona aura
Kolorami lata,
Niczym dobra wróżka
Zmienia wystrój świata.
Bryza resztki piany
Chwyta w wodorostach.
Chłód
z nad lustra wody
Sprowadza błogostan.
Wieczorową porą
Rój
owadów bzyka,
Strzygąc półmrok ciszy
Nożycami cykad.
Władysław Dzięgała
Lipiec
Na tronie słońca
Pośrodku lata
W plażowym stroju
Jest królem świata.
Ma krótkie noce
I ciepłe morze,
Błękitne
niebo,
Cudowne zorze.
Serce żarliwe,
Usta gorące
I duszę taką
Jak słońc tysiące.
Lipiec na szyi
Nosi medalik
Z
zapachem lipy
I słodkich malin.
Zaś zakochanym
Rozdaje wianki
Z białych jaśminów
I macierzanki.
Nie lubi deszczy,
Uwielbia suszę,
Trawom i ziołom
Zabiera duszę.
Kobiercom kwiatów,
Żywej zieleni
Zagląda w serce
Okiem promieni.
Pełen wigoru
Z
miną chojraka
W ginącym zbożu
Tańczy kozaka.
Spragniona ziemia
Po nocach skrycie
Kropelką rosy
Ratuje życie.
Władysław
Dzięgała
W maju
W maju życie kniei
Tętni całą mocą.
Przyroda
się cieszy
Widząc jak uroczo:
Słońce pieści kwiaty,
Wiatr kołysze drzewa.
Brzoza czesze włosy,
A szpak dumki śpiewa.
Pszczoła pyłek zbiera,
Dzięcioł
dziuple kuje.
Dzierzba wije gniazdo,
Pająk sieci snuje.
Dąb pręży konary,
Klony klaszczą w dłonie.
Wierzba gubi bazie,
Runo w barwach tonie.
Fiołek lico myje,
Lilia nos pudruje.
Żuk idzie na spacer,
A motyl całuje.
Strumyk pieśni nuci,
Jesion ciągle marzy.
Czas pachnie konwalią,
A
pokrzywa parzy.
Władysław Dzięgała
Maj
W cudowne szaty
Stroi
się maj.
Nową ma zieleń
I las i gaj.
Zachwyca barwą
Kwitnący sad.
Urzeka pięknem
I liść i kwiat.
Coraz cieplejszy
Staje się cień.
Harcuje życie
I w noc i w dzień.
Na podbój świata
Tysiącem nóg,
Wyrusza
mrówka
I wij i żuk.
Barwami tęczy
Mieni się świat.
Czas zmienia wygląd
I bieg i ład.
Brzezina płacze
Perłami łez.
Kusi czeremcha
Zachwyca bez.
Na sośnie dzięcioł
Wykuwa los.
Pełza kowalik
I
gwiżdże kos.
Sikorka z trznadlem
Bronią swych gniazd.
Lelek śle
pieśni
Do złotych gwiazd.
Nad łąką fruwa
Cały rój pszczół.
Maj życie kusi
Zapachem ziół.
Władysław Dzięgała
Podziękowanie
Chcę Ci – Miły - podziękować
Za te wszystkie lata,
Ubrać rymy w
czułe słowa
I przekazać w kwiatach.
Za Twój uśmiech, za błysk w oku,
Siwy
włos na skroni,
Za dzień każdy w każdym roku,
Za ciepło Twej dłoni.
Chcę Ci – Miły - podziękować
Dać Ci miłość w darze,
Za to, że
nas w sercu chowasz,
Że jesteśmy razem.
Za dzień, rok sekundę każdą
Za
cudowne czasy,
I za chwilę bardzo ważną
W całym życiu naszym.
Za ten czas, co już upłynął.
Za słowa, co koją.
Za opiekę nad rodziną
I za dobroć Twoją.
Chcę Ci – Miły - podziękować
Łezką w moim oku,
Trudno będzie ją gdzieś schować.
Gdyż jest na widoku.
Łza
to szczęścia, która cieszy,
Która skałę kruszy,
Co raduje, a nie peszy
I serce i duszę.
Chcę Ci – Miły - podziękować
I mocno całuję,
Z pochyloną do stóp głową
Jeszcze raz dziękuję.
Jesień życia
Jesień życia - Droga Moja -
Tak na rozum zdrowy,
To schronienie , to ostoja
Dla siwiutkiej głowy.
Co strudzone serca chowa
W barwną porę roku,
Co jak rosa ta wrześniowa
Błyszczy łezką w oku.
Jesień życia - Mój Ty Skarbie -
Codziennie się kurczy
I choć daje nam po garbie
Jest nagrodą Stwórcy.
Podziwiajmy barwy cieni
Póki słońce świeci.
Krótkie dni są tej jesieni,
A czas szybko leci.
Jesień życia - Moja Droga -
Skałę w sercach kruszy,
I jest łaską Pana Boga
Dla strapionej duszy.
Jest nadzieją na dni szare
Od samego rana,
Tą, co daje siłę, wiarę
Trwania.
Trwania.
Trwania.
Władysław Dzięgała
Patrz mi w oczy
Patrz mi w oczy, kiedy mówisz.
Patrz mi prosto w oczy.
Nie próbuj mnie zwieść i zgubić,
Kłamstwem przeuroczym.
Patrz mi w oczy. Nie zamykaj
Sumienia powieką.
Ukryć można potok
szykan.
Twój potok jest
rzeką.
Patrz mi w oczy, kiedy kluczysz
Ścieżkami złej woli.
Po bezdrożach miłość włóczysz
Nie bacząc, czy boli.
Patrz mi w oczy, kiedy kłamiesz,
Nie opuszczaj wzroku,
Kłamstwa w duszy
tworzą znamię.
Serce łzawi w szoku.
Patrz mi w oczy. Mów nie
gmatwaj.
Świętości nie kalaj.
Kłamstwo życia nie ułatwia,
Serc w jedno nie scala.
Władysław
Dzięgała
Kwiecień
Chodzi razem z wiosną
Po kniei i lesie,
Obudzonej ziemi
Radość życia niesie.
Stąpa bardzo cicho.
Ostrożnie. Pomału.
Po bezdrożu błota
Z tysiącami kałuż.
Budzi świat z letargu.
Słońcem się zachwyca.
Rozdaje uśmiechy,
Eliksiry życia.
Zielonym przylaszczkom
Śpiącym tuż nad glebą,
Maluje kolory
Błękitne jak niebo.
Tka cudne arrasy
Z zawilców i trawy
Anielsko bielutkich
I żółto złotawych.
Przyodziewa w zieleń
Szary las zaspany
I pod stopy ściele
Tęczowe dywany.
Ptakom miejsc użycza
W grabowych koronach
By śpiewały pieśni
Na leśnych balkonach.
Rankiem czesze wierzbom
Rozpuszczone włosy.
Rozdaje turzycom
Naszyjniki z rosy.
Doliny zaś stroi
W kwiatów barwne wieńce
W długonogie lilie,
W złociste kaczeńce.
Czułe słówka szepcze
Nadrzecznym jesionom,
Kamyczkom w strumieniu,
Lustrzanym ikonom.
Podziwia przyrodę
Pod drzew koronami,
Umajoną kwieciem,
Pachnącą fiołkami.
Władysław Dzięgała
Chodzi razem z wiosną
Po kniei i lesie,
Obudzonej ziemi
Radość życia niesie.
Po kniei i lesie,
Obudzonej ziemi
Radość życia niesie.
Stąpa bardzo cicho.
Ostrożnie. Pomału.
Po bezdrożu błota
Z tysiącami kałuż.
Budzi świat z letargu.
Słońcem się zachwyca.
Rozdaje uśmiechy,
Eliksiry życia.
Zielonym przylaszczkom
Śpiącym tuż nad glebą,
Maluje kolory
Błękitne jak niebo.
Tka cudne arrasy
Z zawilców i trawy
Anielsko bielutkich
I żółto złotawych.
Przyodziewa w zieleń
Szary las zaspany
I pod stopy ściele
Tęczowe dywany.
Ptakom miejsc użycza
W grabowych koronach
By śpiewały pieśni
Na leśnych balkonach.
Rankiem czesze wierzbom
Rozpuszczone włosy.
Rozdaje turzycom
Naszyjniki z rosy.
Doliny zaś stroi
W kwiatów barwne wieńce
W długonogie lilie,
W złociste kaczeńce.
Czułe słówka szepcze
Nadrzecznym jesionom,
Kamyczkom w strumieniu,
Lustrzanym ikonom.
Podziwia przyrodę
Pod drzew koronami,
Umajoną kwieciem,
Pachnącą fiołkami.
Władysław Dzięgała
Zaproszenie
Dziś zapraszam
Cię na spacer
Tam gdzie
dzień się wita z nocą.
Gdzie znikają
komet race.
Gdzie świat
stanął, by odpocząć.
Tam gdzie księżyc śpi w potoku.
Gdzie świt
skrada się na palcach.
Ranek chodzi w
mgieł szlafroku.
Smugi cienia
tańczą walca.
Dziś zapraszam
Cię na spacer,
Tam gdzie
cisza duszę koi .
Tam gdzie
stresy są bez znaczeń.
Czas zatrzymał
się i stoi.
Tam gdzie rosa bywa tęczą.
Tam gdzie mech
północ wytycza.
Gdzie przy ścieżkach
wrzosy klęczą.
Tam gdzie
knieja jest dziewicza.
Władysław Dzięgała
Wiosna
Pod zmrożoną zaspą
Słychać bicie serca,
To przez płatki śniegu
Kiełek się przewierca.
Złotem kuszą mlecze.
Zielenią się łąki.
Krety sypią kopce.
Wystrzeliły pąki.
Leci klucz żurawi.
Wierzby czeszą włosy.
Zaklekotał bociek.
Zagwizdały kosy.
W aureoli słońca
Po nieba błękicie,
Idzie do nas wiosna
Budząc ze snu życie.
Władysław Dzięgała
Wiosna
Wiosna pachnie bzami,
Jaśminem i majem.
Uśmiecha stokrotką
I urzeka
gajem.
Maluje kolory,
Przyodziewa szaty.
Pieści złotem słońca
I rozdaje kwiaty.
Spogląda błękitem,
Zachwyca kobiercem.
Uskrzydla marzenia
I raduje serce.
Dzwonkami konwalii
Budzi ze snu knieję.
Soczystą zielenią
Rozbudza nadzieję.
Marzec
Mróz drzewom w bieli
Dywany
ścieli
Ubiera w szadź.
Zamieć wiruje.
Słońce całuje.
Życie chce wstać.
Krótsze są cienie.
Tańczą promienie.
Czas zmienia bieg.
Przedwiośnie kroczy.
Otwiera oczy
I widzi śnieg.
Marzec ołtarze
Już stroi w bazie
Choć szron się skrzy.
Uśmiechem wiosna
Śliczna, radosna
Puka
do drzwi.
Ptak głośniej śpiewa
Szuka na drzewach
Dziupli i
gniazd.
Zgubił róg jeleń.
Zieleńsza zieleń.
Budzi się las.
Przebiśnieg biały
Przez śniegu zwały
Wyjrzał by żyć.
Zaprasza rączką
Cieplutkie słonko
Do swoich lic.
Przyroda żywa
Wici rozsyła
Do pszczelich chat,
Z
bijącym sercem
Kwiatów kobiercem
Otula świat.
Władysław
Dzięgała
Spacer
Stąpam cicho w gąszczu cieni
Krętą ścieżką pośród drzew,
Zmysły pieści czar zieleni,
Szelest liści, ptaków śpiew.
Dzięcioł z dziupli okiem łypie,
W błocie ślad zostawił dzik,
Usiadł drozd na starej lipie,
Za kotarą liści znikł.
Tropem zwierząt kluczę w kniei,
Miło szumią buki w krąg,
Brzoza pniami ściany bieli,
Sosnę pieści stary dąb.
Orzeł krąży ponad chmurą,
Słychać żuczka tupot nóg,
A na ścieżce leży pióro,
Które w locie zgubił kruk.
Idę sam dywanem cieni,
Dookoła świat jest mój,
A na klonie wśród zieleni
Koncert dla mnie gra pszczół rój.
Grab wyciąga do mnie ramię,
Trawa kłania mi się w pas.
Szumi knieja tylko dla mnie,
Tylko dla mnie pachnie las.
Władysław Dzięgała
Spacer we dwoje
Pójdziemy na spacer
Ścieżkami półcieni,
Misternie utkanych
Z żywicznej zieleni.
Pójdziemy w głąb boru
Dywanem mchów, wrzosów,
Za głosem sikorek,
Kukułek i kosów.
W przepastne rewiry
Gdzie liść skrywa słonko,
Gdzie strzegą swych skarbów
Borówka z poziomką.
Pójdziemy we dwoje
Po leśnych bezdrożach,
Wśród kwiatów paproci
Ulotnych jak zorza.
Pójdziemy w głąb puszczy
Na palcach, po cichu,
Tropami jeleni,
Jenotów i żbików.
W gąszcz dzikich ostępów
Jak łosie o świcie,
Odkrywać na nowo
Przyrody oblicze.
Władysław Dzięgała
Pójdziemy na spacer
Ścieżkami półcieni,
Misternie utkanych
Z żywicznej zieleni.
Pójdziemy w głąb boru
Dywanem mchów, wrzosów,
Za głosem sikorek,
Kukułek i kosów.
W przepastne rewiry
Gdzie liść skrywa słonko,
Gdzie strzegą swych skarbów
Borówka z poziomką.
Pójdziemy we dwoje
Po leśnych bezdrożach,
Wśród kwiatów paproci
Ulotnych jak zorza.
Pójdziemy w głąb puszczy
Na palcach, po cichu,
Tropami jeleni,
Jenotów i żbików.
W gąszcz dzikich ostępów
Jak łosie o świcie,
Odkrywać na nowo
Przyrody oblicze.
Władysław Dzięgała
Skrawek wyśniony
Skrawek wyśniony,
Nad którym zorze
Tworzą ikony.
Pachnący wrzosem,
Żywicznym drzewem
Z błękitną wodą
I ptaków śpiewem.
Na którym wiosna
Rozkwita majem,
Szemrzą strumyki
I szumią gaje.
Faluje zieleń,
Złocą
się łany,
Skrawek, zakątek,
Raj zapomniany.
Jest tu tak cicho,
Że liści drżenie
Na ścieżkach czują,
Jedynie cienie.
I tak przecudnie
I tak anielsko,
Że
bosko pachnie
Tu nawet zielsko.
Jest tu tak miło,
Ślicznie, uroczo,
Że czas na chwilę
Przysiadł, by spocząć.
Życie nie pędzi,
A drepcze prawie,
Tu się uśmiecha
Kamień ciekawie.
Srebrzy się księżyc,
Gwiazdy się złocą,
A kwiat paproci
I rozkwita nocą.
Ten okruch marzeń
Przycupnął, czeka,
Chwyta za serce,
Duszę
urzeka.
Ten świat beztroski,
Inny, nie znany,
Świat wytęskniony,
Świat ukochany.
Jest przeuroczy
I taki miły,
Że, aż się boję
Czy jest prawdziwy?
Władysław Dzięgała
We dwoje
Pójdziemy we dwoje,
Na spacer daleki,
Tam gdzie pluszcze woda.
Gdzie meander rzeki.
Gdzie w prastarej kniei
Mówią o nas drzewa,
Gdzie kos zakochany
Dumki swoje śpiewa.
Gdzie bóbr nurtom rzeki
Drzwi zamyka przy mnie.
Gdzie srebrzyste fale
Szepczą Twoje imię.
Gdzie w dywanie runa
Kaczeńce się złocą,
Gdzie zawilce białe,
Śmieją się uroczo.
Gdzie prastare dęby
I jawor wiekowy,
Przed Tobą do ziemi
Pochylają głowy.
Pod Twoim urokiem
Są tu leśne zioła,
Pachnąca konwalia,
I fiołki w parowach.
Gdy przychodzisz tutaj
Bór o Tobie gwarzy,
Kolce chowa róża,
Pokrzywa nie parzy.
Siądźmy na ławeczce
Otuleni cieniem.
Posłuchajmy w ciszy
Wyznań z Twym imieniem.
Słysząc o czym szumi
Bór z prastarą knieją,
Staję się zazdrosny
O Ciebie
Nadziejo.
Władysław Dzięgała
Bukiet
Zerwę kwiaty wczesnym świtem.
Tam gdzie chabrów jest najwięcej.
Dam Ci bukiet marzeń skrytych,
Tych wyśnionych w snach dziewczęcych.
Pójdę z Tobą hen nad łąkę.
Tam, gdzie wiosna tka dywany.
Dam Ci kwiat z cudownym pąkiem,
Co rozkwita zakochanym.
Pójdę z Tobą wzdłuż strumienia.
Tam, gdzie rosną lilie w wodzie.
Dam Ci bukiet uwielbienia.
I od święta i na co dzień.
Pójdę z Tobą na skraj kniei.
Tam, gdzie fiołków są kobierce.
Jeśli znajdę kwiat nadziei.
Zamiast kwiatów dam Ci serce.
Władysław Dzięgała
Zaproszenie
Dziś zapraszam Cię na spacer
Tam gdzie dzień się wita z nocą.
Gdzie znikają komet race.
Gdzie świat stanął, by odpocząć.
Tam gdzie księżyc śpi w potoku.
Gdzie świt skrada się na palcach.
Ranek chodzi w mgieł szlafroku.
Smugi cienia tańczą walca.
Dziś zapraszam Cię na spacer,
Tam gdzie cisza duszę koi .
Tam gdzie stresy są bez znaczeń.
Czas zatrzymał się i stoi.
Tam gdzie rosa bywa tęczą.
Tam gdzie mech północ wytycza.
Gdzie przy ścieżkach wrzosy klęczą.
Tam gdzie knieja jest dziewicza.
Władysław Dzięgała
Knieja
Urok kniei kusi, wzrusza
I zaprasza na swe drogi.
Tam gdzie drzemie ciszy głusza,
Gdzie króluje spokój błogi.
Tam, gdzie wstaje cień z uśpienia.
Gdzie się budzi brzask o świcie.
Tam, gdzie światło smugą cienia,
Drzew konary pieści skrycie.
Gdzie bóbr wznosi wodospady.
Srebrem skrzy się lustro wody.
Strumień nuci pieśń kaskady.
Złote rybki mają gody.
Tam, gdzie wiosna zmienia szaty.
Wdziewa perły z kropel rosy.
Gdzie rozdają uśmiech kwiaty
I cudownie gwiżdżą kosy.
Tam, gdzie las ma swe sklepienie
I gdzie lipy pachną miodem.
Tam, gdzie gubią trop jelenie,
Zimorodki piją wodę.
Tam, gdzie nie ma żadnych ścieżek.
Stopy drzewom, mech przykrywa.
Kwiaty tkane są w kobierzec,
A czas pachnie jak pokrzywa.
Gdzie chór ptaków pieśni śpiewa,
Gdzie Bóg ukrył wrota czasu.
Tam gdzie mają duszę drzewa
I gdzie bije serce lasu.
Władysław Dzięgała
Złota Jesień
Złota polska jesień,
Ubrana w pastele.
Pocałunkiem chłodu,
W żółć zamienia zieleń.
Wiatrem zrywa liście,
Słońcem tka kobierce.
I przed mrozem chowa,
Puszczy wielkie serce.
Dookoła spokój.
Cisza, drzewa, las.
Świat stanął w pół kroku.
Zatrzymał się czas.
Władysław
Dzięgała
Skarby natury
Natura swe skarby
Nam ludziom
rozdała.
Jedne są zbyt kruche,
A inne jak skała.
Niektóre ukryła
Na dziewiczych łonach,
A te
najcenniejsze
Tuli w swych ramionach.
Chroni swoje skarby,
Niczym oka w głowie.
By je na tej ziemi,
Nie mógł zniszczyć człowiek.
Natura dar Boga.
Przyroda
rzecz święta.
Brzmią jak przykazania,
Warto je pamiętać.
Władysław Dzięgała
Skarby natury
Natura swe skarby
Nam ludziom
rozdała.
Jedne są zbyt kruche,
A inne jak skała.
Niektóre ukryła
Na dziewiczych łonach,
A te
najcenniejsze
Tuli w swych ramionach.
Chroni swoje skarby,
Niczym oka w głowie.
By je na tej ziemi,
Nie mógł zniszczyć człowiek.
Natura dar Boga.
Przyroda
rzecz święta.
Brzmią jak przykazania,
Warto je pamiętać.
Władysław Dzięgała
Jar
Skryty w cieniu kniei
Wąwóz mało znany,
A w nim brzeg
strzelisty,
Krawędzie i ściany.
Przepaścisty parów
Porośnięty trawą.
Przygarbioną wierzbą,
Osiką koślawą.
Przystrojony w osty.
Pazurki jeżyny.
Zapach macierzanki.
I
laur z wikliny.
Rzeźbiony głęboko
Dłutem czystej wody.
Cienisty,
zielony
Dar
Matki Przyrody.
Władysław Dzięgała
Mgła
Nadrzeczną dolinę
Od samego rana,
Przykrył obłok pary
Gęsty jak
śmietana.
Pochylony nisko
Niczym konik siwy,
Chwyta traw czupryny
Oziębły, leniwy.
Nadwodną kalinę
Przystraja i tuli,
Jak do ślubu pannę
W biały welon tiuli.
Diamentowe kolie
Daje pajęczynie.
Zapatrzony w słońce,
Opada i ginie.
Władysław Dzięgała
Jar
Skryty w cieniu kniei
Wąwóz mało znany,
A w nim brzeg
strzelisty,
Krawędzie i ściany.
Przepaścisty parów
Porośnięty trawą.
Przygarbioną wierzbą,
Osiką koślawą.
Przystrojony w osty.
Pazurki jeżyny.
Zapach macierzanki.
I
laur z wikliny.
Rzeźbiony głęboko
Dłutem czystej wody.
Cienisty,
zielony
Dar
Matki Przyrody.
Władysław Dzięgała
Mgła
Nadrzeczną dolinę
Od samego rana,
Przykrył obłok pary
Gęsty jak
śmietana.
Pochylony nisko
Niczym konik siwy,
Chwyta traw czupryny
Oziębły, leniwy.
Nadwodną kalinę
Przystraja i tuli,
Jak do ślubu pannę
W biały welon tiuli.
Diamentowe kolie
Daje pajęczynie.
Zapatrzony w słońce,
Opada i ginie.
Władysław Dzięgała
Wieczorny chłód
Nad wodą tęcza
Zagląda w las,
Blaskiem wyznacza
Drogę do gwiazd.
Prasując taflę
Przyrody dłoń,
Srebrzystą bryzą
Wygładza toń.
Okryty cieniem
Wieczorny chłód,
Trzcinami puka
Do kniei wrót.
Wtulony w brzozę
Dębowy pień,
Zasypia w wodzie
Zmieniony w cień.
Zakończył koncert
Już cykad chór,
Zdrzemnął się także
Żywiczny bór.
Władysław Dzięgała
Wieczorny chłód
Cień
Na rozstaju dróżek
Gdzie są drzew ołtarze,
Cień spoczął wygodnie
Na dęba konarze.
Do omszonej kory
Przytuliwszy lico,
Zaglądał w głąb dziupli
Podziwiając nicość.
Czesząc włosy słońcu
Na dębie wysokim,
Paluszkami chłodu
Zwijał promyk w loki.
Światłocieniem koron,
Błyskiem z nieba skroni,
Kucnął u stóp moich,
Usiadł na mej dłoni.
Na zakręcie drogi,
Na grzbietach kamieni,
Kładł dywanik ciszy,
Chłodu i półcieni.
Pod zielonym dębem,
Wiekowym korzeniem,
Bije serce ziemi
Urzeczone cieniem.
WładysławDzięgała
Cień
Cisza
W bezkresnej głuszy,
Ciszy bez dna,
Milczące cienie
Zieleń i Ja.
Żółty kalendarz
Bez nazw i dat,
Klonowym listkiem
Do nóg mi spadł.
Przede mną, za mną
Drzewa i las,
Kucnęło życie,
Przycupnął czas.
Zamilkła knieja,
Znikł ptaków śpiew.
Wiatr wstrzymał oddech
W koronach drzew.
W ciszy tej słyszę
Jak igły z drzew,
Spadają z hukiem
Na miękki mech.
W bezkresnej głuszy,
Ciszy bez dna,
Milczące cienie
Zieleń i Ja.
Żółty kalendarz
Bez nazw i dat,
Klonowym listkiem
Do nóg mi spadł.
Przede mną, za mną
Drzewa i las,
Kucnęło życie,
Przycupnął czas.
Zamilkła knieja,
Znikł ptaków śpiew.
Wiatr wstrzymał oddech
W koronach drzew.
W ciszy tej słyszę
Jak igły z drzew,
Spadają z hukiem
Na miękki mech.
Władysław Dzięgała
Sierpień
Rozdaje noce
Snem malowane,
Ogrzewa brzaskiem
Chłodny poranek.
Zauroczony
Różowym świtem
Na
płody lata
Patrzy z zachwytem:
Na złoto kłosów,
Na jędrność warzyw,
Kolory sadów,
Ogrody marzeń.
Patrzy jak kroczy
Przyroda
szczodra
W obfitych piersiach
Dojrzałych biodrach.
Zachwyca ziarnem
Koszonych łanów
I pierwszym lotem
Młodych
bocianów.
Gra pieśni lata
Na światła strunach
I chowa grzyby
W kieszeniach runa.
Rozgrzewa słońcem
Jak rajskie wino,
Kusi jagodą
I jarzębiną.
Rozsiewa zioła,
Barwi owoce,
Przykrywa niebo
Gwieździstym kocem.
Wieczorem
sierpień
Nad lustrem wody
Słucha jak bije
Serce przyrody.
Jak srebrny księżyc
Na falach znika,
Jak strzygą ciszę
Nożyce cykad.
Władysław Dzięgała
Sierpień
Rytmy życia
Po ciszę i spokój
Wyruszam do lasu.
Tam nie słychać kroków
Drzemiącego
czasu.
Tam już od stuleci
W miejscu stoją drzewa.
Słońce się uśmiecha,
A czas wiecznie ziewa.
Życie stąpa cicho
Nie wydając głosu.
Żaden stres i pośpiech
Nie pogania losu.
Tam przyrody serce
Rytmem
lasu bije.
Tutaj moja dusza
Rytmem ludzi żyje.
Władysław
Dzięgała
Łzy
Boga
Krople deszczu, to łzy Boga.
Pan Bóg także nie
raz płacze.
Spójrz na szybę Moja Droga,
Jak
po szkle kropelka skacze.
Spójrz na niebo, jakie ciemne.
Przygnębione i markotne.
Obraziło się na ziemię
I
dlatego takie psotne.
Zatrzymało promyk słońca.
Nic
nie widać, nawet z bliska.
Stare
drzewa grzmotem trąca
I co
rusz iskrami ciska.
Dookoła trzy dni
mżyło.
Już
przemokła nawet strzecha.
Żeby
słońce zaświeciło,
Musi
Pan Bóg się uśmiechać.
Władysław Dzięgała
Tęskno mi tęskno
Tęskno mi tęskno
Za moim lasem,
Za starym dębem
Co walczy z czasem.
Za bluszczem, który
W dzikich parowach
W swych drobnych dłoniach
Konwalie chowa.
I za kaliną,
Którą świt muska,
Kolorem takim
Jak Twoje usta.
Tęskno mi tęskno
Za moją knieją,
Co serce koi
Barwy nadzieją.
Za szarym klonem
W zielonych liściach,
Bielą czeremchy
Ukrytą w kiściach.
I za przylaszczką
Z kwiatem uroczym,
Takim niebieskim
Jak Twoje oczy.
Tęskno mi tęskno
Za moim borem,
Co żywic zapach
Przyodział w korę.
Za sosną, która
Drzew stopy całe
Dostojnie chowa,
We wrzos i trawę.
Za kępą fiołków
Z kroplami rosy,
Pachnących cudnie
Jak Twoje włosy.
Tęskno mi tęskno
Za moją rzeką,
Za mgłą przepastną
Białą jak mleko.
Za wstążką wody,
Pośród zieleni,
Za srebrną falą
W girlandach cieni.
Za kroplą wody,
Co mknie przed siebie.
Tęskno mi tęskno.
Tęskno.
Do Ciebie.
Władysław Dzięgała
Łzy
Boga
Krople deszczu, to łzy Boga.
Pan Bóg także nie
raz płacze.
Spójrz na szybę Moja Droga,
Jak
po szkle kropelka skacze.
Spójrz na niebo, jakie ciemne.
Przygnębione i markotne.
Obraziło się na ziemię
I
dlatego takie psotne.
Zatrzymało promyk słońca.
Nic
nie widać, nawet z bliska.
Stare
drzewa grzmotem trąca
I co
rusz iskrami ciska.
Dookoła trzy dni
mżyło.
Już
przemokła nawet strzecha.
Żeby
słońce zaświeciło,
Musi
Pan Bóg się uśmiechać.
Władysław Dzięgała
Tęskno mi tęskno
Tęskno mi tęskno
Za moim lasem,
Za starym dębem
Co walczy z czasem.
Za bluszczem, który
W dzikich parowach
W swych drobnych dłoniach
Konwalie chowa.
I za kaliną,
Którą świt muska,
Kolorem takim
Jak Twoje usta.
Tęskno mi tęskno
Za moją knieją,
Co serce koi
Barwy nadzieją.
Za szarym klonem
W zielonych liściach,
Bielą czeremchy
Ukrytą w kiściach.
I za przylaszczką
Z kwiatem uroczym,
Takim niebieskim
Jak Twoje oczy.
Tęskno mi tęskno
Za moim borem,
Co żywic zapach
Przyodział w korę.
Za sosną, która
Drzew stopy całe
Dostojnie chowa,
We wrzos i trawę.
Za kępą fiołków
Z kroplami rosy,
Pachnących cudnie
Jak Twoje włosy.
Tęskno mi tęskno
Za moją rzeką,
Za mgłą przepastną
Białą jak mleko.
Za wstążką wody,
Pośród zieleni,
Za srebrną falą
W girlandach cieni.
Za kroplą wody,
Co mknie przed siebie.
Tęskno mi tęskno.
Tęskno.
Do Ciebie.
Władysław Dzięgała
Czerwiec
Urzeka zapachem,
Zachwyca urodą,
Rządzi nim piękno,
Króluje młodość.
W sadach, ogrodach,
Na polu, kniei
Pną się do nieba
Kwiaty
nadziei.
Fruwa motylem,
Bzyka komarem,
Odurza miętą,
Jaśminu czarem.
Słonko go pieści,
Świerszcz stresy studzi,
Wietrzyk kołysze,
Świt ze snu budzi.
Figlarny
czerwiec
Rytm czasu chowa
W puszczańskich jarach,
Dzikich
parowach.
Uwielbia słońce,
Nie lubi mroku,
Szczyci się nocą
Najkrótszą w roku.
Małym świetlikom
W nowiu księżyca
Włącza i gasi
Neony życia.
W noc świętej Wandy
Na stawie, rzece
Na wodę puszcza
Wianki i świece.
Żegna go wiosna
Zakłopotana,
A wita lato
Zapachem siana.
Władysław Dzięgała
Śpieszmy się
Śpieszmy się szanować
Skarby tego świata,
Dane nam od Boga
W przeuroczych szatach.
Błękitną planetę,
Turkusowe morze,
Żywą zieleń puszczy,
Kolorową zorzę.
Śpieszmy się szanować
Pola, łąki, gaje,
Umajone wzgórza,
Cieniste ruczaje.
Zapach ziół w parowie,
Śpiewy ptaków w trzcinie,
Cienie mew na fali.
Piękno,
które ginie.
Śpieszmy się szanować
Góry, lasy, wody.
Śpieszmy się szanować
Ołtarze przyrody.
Tak szybko znikają
Ze świątyni Boga,
Że aż serce boli
I ogarnia trwoga.
Śpieszmy się szanować
Skarb w cudownych szatach.
Serce tej planety,
Płuca tego świata.
To, co chroni życie,
Daje ludziom zdrowie.
To, czego nie zniszczył
Na tej ziemi
człowiek.
Władysław Dzięgała
Prośba
Matko Naturo
Królowo lasów,
Proszę Cię daj mi
Okruszek czasu.
Bym mógł oczyścić
Skroń Twą z freonu,
A Ziemię całą
Z ery betonu.
Serce i duszę
Oddam przyrodzie,
Żywicznym borom
I czystej wodzie.
Otulę Ciebie
Życia kobiercem,
Sprawię by biło
Zielone serce.
Pokruszę beton,
Posadzę drzewa,
Będę je łzami
Co dzień podlewał.
Twe święte lico
Schowam wśród cieni,
Pod baldachimem
Żywej zieleni.
Zapachem żywic,
Urokiem kniei,
Rozbudzę w sercach
Promyk nadziei.
By miast kominów,
Na każdym arze,
Pięły się w górę
Mych drzew ołtarze.
Klęknę przed Tobą,
Wyciągnę dłonie.
Zabiorę freon,
Uleczę skronie.
Przepastną puszczą
W zielonych szatach
Załatam dziury
W kopule świata.
Władysław Dzięgała
Przebacz
Dałaś nam Matko
Rajskie pejzaże,
Bezcenne skarby
Żywe ołtarze.
Stworzyłaś życie
W centrum chaosu,
Diament wszechświata,
Perłę kosmosu.
Proszę Cię - wybacz
Tym, co Twe dzieło,
Ubrali dzisiaj
W siarczki i freon.
Co balansując
Na życia brzegu,
Dwutlenkiem węgla
Stopili biegun.
Matko Naturo,
Bardzo Cię proszę,
Nie każ nam ludziom
Żyć dziś pod kloszem.
Wybacz Tym, którzy
Chcą przez Twe skronie,
Pędzić ku gwiazdom,
Dziurą w ozonie.
Władysław Dzięgała
Las nocą
W zachodzącym
słońcu
Światło półmrok goni
Ptaki spać się kładą
Cisza w uszach dzwoni.
Zmierz kolory gasi
I zapala gwiazdy,
Aby mógł się wyspać
W kniei prawie każdy.
W bezkresnych ciemnościach
Cicho lata sowa
Niczym jakiś duszek
Na dziwacznych łowach.
Księżyc okiem mruga
Mgła otula drzewa
Chrapie stara sosna
Żuk pod listkiem
ziewa.
Władysław Dzięgała
Ugór
Mały skrawek ziemi
Na polskich Mazurach.
Mały skrawek ziemi
Skarpa, piach i góra.
Nie chcieli go ludzie
Oddali naturze.
Nie ma na nim zboża
I nie kwitną róże.
Wiatr rozsiewa zioła.
Deszczyk je
podlewa.
Żuraw spaceruje,
A skowronek śpiewa.
Bławat niebem mruga.
Bieli się rumianek
I złocą dziurawce
Pośród macierzanek.
Całuje go motyl,
Uwielbiają pszczoły.
Hula po nim wietrzyk,
Hasa bąk wesoły.
Rozkwita dziewanna,
Koniczyna młoda.
Krety sypią kopce.
Cieszy się przyroda.
Mały skrawek ziemi
Porzucony żyje.
W
małym skrawku ziemi
Wielkie serce bije.
Władysław
Dzięgała
Mały skrawek ziemi
Na polskich Mazurach.
Mały skrawek ziemi
Skarpa, piach i góra.
Nie chcieli go ludzie
Oddali naturze.
Nie ma na nim zboża
I nie kwitną róże.
Wiatr rozsiewa zioła.
Deszczyk je
podlewa.
Żuraw spaceruje,
A skowronek śpiewa.
Bławat niebem mruga.
Bieli się rumianek
I złocą dziurawce
Pośród macierzanek.
Całuje go motyl,
Uwielbiają pszczoły.
Hula po nim wietrzyk,
Hasa bąk wesoły.
Rozkwita dziewanna,
Koniczyna młoda.
Krety sypią kopce.
Cieszy się przyroda.
Mały skrawek ziemi
Porzucony żyje.
W
małym skrawku ziemi
Wielkie serce bije.
Władysław
Dzięgała
W zachodzącym słońcu
W
zachodzącym słońcu
Niebo
blask zatraca,
Drzewa toną w mroku,
Ptak do gniazda wraca.
Kwiat pochyla kielich.
Sroka skrzeczy rzadziej.
Wiatr kołysze liście.
Las do snu się kładzie.
W zachodzącym słońcu
Czas idzie piechotą.
Niebo zmienia barwę
Na czerwono złotą.
Za kotarą zmierzchu
Nocka cicho kroczy
I
zamyka drzewom
Umęczone oczy.
Władysław
Dzięgała
Zachód słońca
Wieczorowe
słońce,
Wszystkie barwy
świata.
Paluszkami
cieni,
W warkocz mroku
splata.
A gdy dłonie
zmierzchu,
Dzień do nocy
zbliżą.
To na klucz
ciemności,
Zamyka
horyzont.
Obudzony
księżyc,
Na filarach
cieni.
Zawiesza firany,
Półmroku na
ziemi.
Za kotarą
zmierzchu,
Złoty Syriusz
kroczy.
Rozkłada
parawan,
Z wizerunkiem
nocy.
Władysław Dzięgała
Las
Lasem moich
marzeń,
Który w
sercu skrywam
Jest zielona
knieja
Puszcza
wiecznie żywa.
Las
wysmukłych sosen
Bez piły i
zrębów.
Las
milczących grabów
I wiekowych
dębów.
Las mchów i
paproci
Śpiewających
kosów.
Las
pachnących malin
Poziomek i wrzosów.
Las
nieznanych ścieżek
Rusałek z
nad wody.
Las pełen
tajemnic
I dzikiej
przyrody.
Dzięgała Władysław
Słońce
Słońce – iskra boża
Z kuźni Hefajstosa,
Wiekuiste światło
Płonące w niebiosach.
Raca Pana Boga,
Życiodajny strumień,
Gorejąca gwiazda,
Która zerka dumnie,
Prosto w nasze dusze
Pełnym ciepła okiem,
I zachwyca serca
Czarem i urokiem.
Drzewa, kwiaty, trawy,
Zioła, mchy i chaszcze
Światłem czule pieści
I cudownie głaszcze.
Góry, morza, lasy,
Cały świat wokoło,
Przytula jak matka
I całuje w czoło.
Złocistym promykiem
Błękit tworzy skrycie,
Ziemi daje niebo,
A planecie
życie.
Władysław Dzięgała
Raca Pana Boga,
Prosto w nasze dusze
Drzewa, kwiaty, trawy,
Góry, morza, lasy,
Złocistym promykiem