Las i ludzie - Zbiór wierszy - Władysław Dzięgała
Od liczydła po komputer
Wziął cechówkę leśnik stary
Patrzył w górę. Dzielił drzewa
Bio i eko to znak czasu
Lekcja ekologii
Karnawał.
Las jak mundur jest zielony
Leśnik polski tuż po wojnie,
Chronić lasy musiał zbrojnie.
Szedł do pracy z automatem.
Spał z dwururką i granatem.
W nocy wzrok przy lampie ćwiczył.
Cyfry na liczydle liczył.
Zamiast pióra miał kopiowy.
Jeździł tylko zaprzęgowym.
Nim wyskrobał coś na kwicie,
Mógł zapłacić za to życiem.
I choć czuł się zagrożony,
Las jak mundur był zielony.
Później Polska ta Ludowa,
Wszystko chciała mu planować.
Plan żywicy, plan dostawy,
Zbioru, zrywki, picia kawy.
Dziś to w głowach się nie mieści,
Co planować musiał leśnik.
Brał z sufitu co się dało,
Aby w planach wszystko grało.
Był traperem i leśnikiem,
OHP-owcem i rolnikiem,
Budowniczym, aktywistą.
Omnibusem, co zna wszystko.
I choć rządził nim czerwony.
Las jak mundur był zielony.
Dzisiaj mamy nową erę.
Z dyskietką i komputerem.
Z kodem danych i cyframi.
Z ludźmi, co są tacy sami.
Bio i eko mamy w borach.
Ekologa amatora.
Ustawę, co chroni lasy.
Służbę leśną dla okrasy.
Resort, co ma długi tytuł.
No i nowe rynki zbytu.
Choć ekolog bije w dzwony,
Las jak mundur jest zielony.
Od liczydła po komputer
Szumiał las na jedną nutę.
Szumiał, bo był wciąż chroniony,
Przez mundur jak las zielony.
Władysław Dzięgała
Siedemdziesiąt lat
RDLP w Olsztynie
Czas zaciera ślady. Urok wspomnień
ginie.
Lat
już siedemdziesiąt ma Zarząd w Olsztynie.
Odkurzmy swą pamięć,
tak by mogło ożyć
To,
co nam leśnikom historię dziś tworzy.
Tuż
po wojnie bory czyścił z ambarasu
Pan Zygmunt –
Naczelnik od Wód i od Lasów.
Już w
czterdziestym piątym na początku marca
Tartakom w regionie las drewno dostarczał.
Z
lasów zaś prywatnych, (co miał kiedyś Mazur)
Powstał wkrótce „Paged” i Olsztyński Zarząd.
Z
tych to włości dzisiaj, mamy - Moi Złoci -
Mrągowo, Wipsowo, Drwęcę i Dobrocin.
Dyrekcja Zarządu od swego zarania
Zatrudniała ludzi z Łodzi i Poznania.
W
terenie przemierzał śródleśne bezdroża
Pan
leśniczy z Wilna, gajowy z Pomorza.
W Nadleśnictwach
co rusz (pełen obaw, stresu)
Pojawiał się człowiek wypędzony z kresów,
Który
w swej młodości gdy na drzewa zerkał,
Nie umiał odróżnić modrzewia od świerka.
Tutaj
ścinał drzewa, budował ambony,
Słuchał bardzo pilnie swoich przełożonych.
Gdy
poprawnie pisał, na liczydle liczył
Stawał się kwitkarzem. Gajowym. Leśniczym.
Dom,
bez drzwi i okien, wyszczerbione wrota,
A nafta i
lampa miała wartość złota.
Żył w
nędzy, ubóstwie, kompletnym niebycie,
A
pomimo wszystko las kochał nad życie.
Brak
szkoły i książek był bodźcem dla rodów
By
ojciec swych synów nauczał zawodu.
Rodzinną tu była i funkcja i chatka,
Z
galerią poroży strzelonych przez dziadka,
A Ten
komu wieńce nie dawały zasnąć,
Las i
to co w lesie traktował jak własność.
Z
dwururą, breneką, kindżałem za pasem,
Na
grubego zwierza czaił się pod lasem.
Leśnik tamtych czasów w drelichu i derce
Miał
zapał do pracy, hart, dumę i serce.
Miał
pole i łąkę. Po tym deputacie
Dreptał przez rok cały niczym wół w kieracie.
Wiedza
zawodowa wyglądała szpetnie
Zwłaszcza o kornikach w świerczynie stuletniej.
Wykonywał za to
solidnie i szczerze
Sadzenia, odbiórki, zręby i trzebieże.
Dyrekcja Mazurska zmieniając ikonę
Bywała Okręgiem, by stać się Regionem.
Była
zawsze sobą bez względu na mody
Zdobywając w kraju sławę i nagrody.
Gdy
dzierżył buławę Bartkowski w swym ręku
Chodził człek po kniejach bez obaw i lęku.
Wprowadzono
w Lasach naukowy wyczyn
Trzymiesięczne kursy dla Panów Leśniczych.
I tak
po dekadzie mijała dekada,
Jedną rządził Zenon. Drugą
- Szczerba Adam.
Była
era Jana. Był i tron Alfreda.
W
chacie znikł ogarek i dera i bieda.
Po
Panu Bartkowskim był Zenon Śmiechowski,
W
lasach widział błędy i wyciągnął wnioski.
W
sprawowaniu władzy zakres miał zbyt wąski,
Gdyż
nos swój wtykały POP-e i Związki.
Gajowy wciąż czuwał nad państwowy mieniem A Technik królował na całym terenie.
Mądrość zawodową na tym zaś opierał,
Że
robił dokładnie to co miał operat.
Walczył
z szeliniakiem, mniszki populacją,
Parał
się szkółkarstwem i stratyfikacją.
Na swojej posadzie mógł czuć się tak pewnie
Jak
jeleń na Łańsku, dzik na Omulewie.
W
każdej leśniczówce za czasów Zenona
Był
za darmo ”hotel” i łódź i ambona.
Aby
była jasność, powiem to inaczej
Łódź
i leśniczówka były dla Tych z KC-e
Wikt
dawał leśniczy, w lesie po kielichu,
Prominent w pokoju, gospodarz na strychu.
Co
niektórzy wprawdzie żyli tu po pańsku,
Zwłaszcza Doskoczyński i świta na Łańsku.
Za czasów Adama w decydenta główce
Myśl
powstała taka by wprowadzić hufce.
Leśnik miał na co dzień obóz, koce, odzież
Wybrańców z Wietnamu i niesforną młodzież.
Był
to czas nauki (fakty to są znane)
Większa część „terenu” kończyła Ruciane.
Trzy
czwarte leśników w czasach rządów Jana
Rozwieszało flagi po lesie od rana.
Widząc co się dzieje poproch gniewem tryskał,
Na
flagi dmuchała rozsierdzona mniszka.
Za to
za Alfreda w niebo szły balony
Ustalając loty w różne świata strony.
Nauka
przyrody sięgnęła wręcz szczytu
W
prowadzeniu remiz, biogrup i podszytów.
Nadszedł
czas odnowy, zaczęły się zmiany,
Owad
znał alfabet, las był malowany.
Stworzono Bank Genów i mapy glebowe,
Kompleks Promocyjny, lasu
przebudowę.
Zrąb
miał krzywe ściany, promowano dęba,
Wykreślano szkice z gniazdami na zrębach.
Miał swój czas ekolog,
chroniono pustułkę,
Wyznaczano teren pod centralną szkółkę,
Łatano naprędce po wichurach dziury
Również przy pomocy odnowień Natury.
W
leśnych pracach wszędzie firma była królem,
Którą
decydenci nazywali ZUL-em.
PGR-om grunty zalesiono migiem,
Drzewom nie rodzimym pokazano figę.
Las
oparł swą pracę na zdrowych konkretach,
Ustalono nadzór. Dano czas na przetarg.
Jak
już skończył leśnik z balonami hasać,
Zaczęto wprowadzać Ustawę o lasach.
Kto żyw w Nadleśnictwach do Wikna wyruszał
By
wysłuchać w „Gawrze” nauk Tadeusza.
Z
sali wykładowej w bór płynęły słowa,
Niczym dzwon Wawelski grzmiała nowomowa.
Ścinające monstrum było wciąż na topie,
A Las
się znalazł we Wspólnej Europie.
Z
uwagą leśniczy wysłuchiwał mówek
O
Psionie co wyparł brulion i ołówek.
Pędził na egzamin w uniform odziany
By
się stać leśnikiem nowo mianowanym.
W
ubiegłej dekadzie rządził Pan Karetko,
W
terenie królował komputer z dyskietką.
Najbardziej aktywnym i super widocznym
Stawał się w regionie absolwent zaoczny.
Mniszka i borecznik miały konto czyste.
Podleśniczym w lesie bywał „Pan Magister”.
Marketing nie kulał, ZUL wycinał zręby
I ku
czci Papieża posadzono dęby.
Dziś
włada lasami w dyrektorskich szatach,
Miła,
energiczna Pani Małgorzata.
Ta
urocza Dama kursorem na Psionie
Przywoła każdego, kto bywa w ogonie.
W
lesie jest cudownie, przemiło i ślicznie
Mamy
Arboretum, Ścieżki Dydaktyczne.
Nowiutkie
osady i biura w terenie,
Zdolną młodą kadrę, wyższe wykształcenie.
Mamy
rezerwaty, ugór stał się knieją,
Warmia nas
zachwyca, Mazury pięknieją.
O
ludziach i lesie piszę bez obiekcji,
To
oni dziś tworzą historię Dyrekcji,
A czasów Zygmunta i czas Małgorzaty
Nie
da się porównać: to dwa różne światy.
Wszystko to jest prawda a nie jakaś bzdura,
Wiedzą
o tym drzewa i wie to natura.
W
biotopie zmian wielkich nie ma oczywiście,
Sosna ma wciąż igły a dąb swoje liście.
Dlaczego
przyroda jest tak zacofana,
Że
wciąż nie gustuje w tak poważnych zmianach?
O
jej argumentach pewnie się dowiecie
Gdy obchodzić
będzie Dyrekcja stulecie.
Władysław Dzięgała
Biogrupy
Wziął cechówkę leśnik stary
Oprawioną w trzonek z dębu,
Przemierzając z nią hektary
Znaczył sztuki do wyrębu.
Patrzył w górę. Dzielił drzewa
Na dorodne, pożyteczne.
Potem ciosał z prawa, lewa
Te szkodliwe, te zbyteczne.
Uspokajał swe sumienie,
Że nadejdzie czas dla lasów,
W którym będzie trwać szkolenie
Z zasadami prapraczasów.
Las ma być ekologiczny.
Parę drzew i krzaków kupa,
W nich rozpieracz bardzo śliczny,
A zwać ma się to biogrupa.
Trzebić będzie go natura.
Nie cechówka, dzięcioł stuka.
Czy trzebiona będzie góra
Zdecyduje kornik drukarz.
Stary leśnik głową kiwa.
- Las pierwotny ma tu wrócić?
- Co wpierw rosło? Dąb czy Iwa?
- Które drzewo mam wyrzucić?
Przemierzając dzisiaj bory,
Scala w myślach biogrup strzępy.
Dziwi się, że do tej pory
Nie ma zasad na... biokępy.
Władysław Dzięgała
Las
Lasem moich marzeń,
Który w sercu skrywam
Jest zielona knieja
Puszcza wiecznie żywa.
Las wysmukłych sosen
Bez piły i zrębów.
Las milczących grabów
I wiekowych dębów.
Las mchów i paproci
Śpiewających kosów.
Las pachnących malin
Poziomek i wrzosów.
Las nieznanych ścieżek
Rusałek z nad wody.
Las pełen tajemnic
I dzikiej przyrody.
Władysław Dzięgała
Bio i eko
Bio i eko to znak czasu
Zmian w strukturach borów, lasów,
Z sosen prostych niczym słupy
Na skarlały twór biogrupy.
Masa, zwarcie, zadrzewienie
Zniknąć ma w ekoterenie,
Zaś zasobność ekolasu
Mierzyć będziesz miarą czasu.
Puszcze, knieje, lasy, bory
Przyjmą takie ekowzory,
Gdzie ekostan w ekostrzępach,
Tworzyć będzie krzaków kępa.
Ekodrwal do piły wleje
Biopaliwo z bioolejem,
Biosiekierą z ekoklinem
Pójdzie ścinać biokruszynę.
Mamy eko i po krzyku,
Dom z betonu i plastyku.
W ekolesie rzecz to pewna
Będzie tlen, nie będzie drewna.
Władysław Dzięgała
Raz poprosił rogacz kozę,
By poznała biocenozę.
Naturalne przegęszczenie.
Ekotypu nasilenie.
W ilościowej fluktuacji.
Oscylacji w populacji.
Fenotypy w drzewostanie.
Chów krewniacki w zwierzostanie.
Żer, ostoję, ewolucję.
I selekcję i redukcję.
Płeć, strukturę, asocjację.
Alkierzową kopulację.
Własne cykle biologiczne.
I czynniki abiotyczne.
Flory, fauny zubożenie.
Zwierzostanu rozdrobnienie.
Biotop, opór środowiska.
Drzewa, krzewy w igłach, listkach,
W komponentach i doborze.
W ekolesie, ekoborze.
Wiesz, co rzecze koza dumnie:
- Ja nic z tego nie rozumiem?
Zamiast mądrość w myślach lizać,
Wolę głupio dęba zgryzać.
Władysław Dzięgała
Karnawał.
Dziś na uroczysku,
Zwierz ma swój karnawał.
Będzie bal nad bale.
Picie i zabawa.
Będzie odlotowo,
Jubel jak się zowie.
Z bufetem, orkiestrą.
Taki jak ma człowiek.
Gwarno na parkiecie
I tłoczno na scenie.
Jest basior z waderą,
Rysie i jelenie.
Kos bawi cieciorkę.
Pannę kaczkę głuszec,
A miś tańczy wolne,
Ze względu na tuszę.
Byczek z młodą łańką
Wywijają młyńca.
Rogacz dorwał kozę,
A klępa odyńca.
Dzwoniec i sikorka
Szepczą coś do szpaka,
A cap posiwiały,
Udaje kozaka!
Na stołach zagrycha.
W kanach księżycówa.
Nie dziw, ze i locha
Te pyszności wsuwa.
Tylko posokowiec
Bardzo źle się czuje.
Stół i cztery nogi,
Co rusz to fladruje.
Gdy na dworze dniało,
Pusto było w dzbanach.
Ruszał, co nie który
Na meliny z rana.
Szukał w całym lesie
Byle berberynę.
Aby tak jak człowiek
Leczyć kaca klinem.
Basior pił garnuszkiem.
Cap zmieniał kieliszki.
A dzik ciągle pytał:
- Skąd te białe myszki?
Zatroskana locha,
Na to mu odpowie:
- Ależ się urżnąłeś.
Wyglądasz jak człowiek?
Władysław Dzięgała
Biurowiec
Nadleśnictwo ma już gmach,
Ten, co jawił nam się w snach.
Funkcjonalne biuro lasów.
Szklany dom, na miarę czasów.
To już prawie Europa,
Istny pałac, a nie szopa.
Białe ściany, dach czerwony
Lśnią jak flagi z każdej strony.
Zaś ekspresja światłocienia
Wnętrza kolor, w tęczę zmienia.
Wizytówką tych pomieszczeń
Jest styl, komfort, ład i przestrzeń.
Tu komputer tańczy walca.
Unia jest w zasięgu palca.
Zaś gustowny wystrój biura.
To nie przepych, to kultura.
Że umiemy go szanować,
Mogą świadczyć Szefa słowa:
- Las wyglądać ma - Panowie -
Prawie tak, jak ten biurowiec.
P.S.
Na otwarciu ktoś nam rzekł:
- To jest skok w następny wiek,
A przez wieku tego próg
Niech prowadzi wszystkich Bóg.
Władysław Dzięgała
Uroczystość otwarcia
Mszy wysłuchał leśnik dumnie
W podkościelnej katakumbie.
Gdy w trzech miejscach wstęgę cięto,
Odkrył w duszy drogę świętą
I nią raźno, nim ktoś zoczył,
Do siedziby nowej wkroczył.
A tam była już elita.
Sam Ksiądz Biskup. Jego świta,
I Posłanki i Posłowie.
Wojewoda, jak się zowie,
Dyrektorzy i Dyrekcja.
Nadleśniczych też kolekcja.
Pan Generał i rzecz prosta
Wójt i Dziekan i Starosta.
Bardzo wiele ważnych osób,
Że wyliczyć ich nie sposób.
Głosił za to, prawie każdy
Swój referat bardzo ważnym.
Nie pozbyto się patosu,
Odznaczając parę osób.
Jednym zdaniem fakt ten streszczę:
Krzyż, Kordelas i coś jeszcze.
Był i szampan, była feta.
Ani zdania o konkretach.
Za to w Zamku było super,
Świętą świeczką grzano zupę.
Więc nie jeden (w pełnej gali)
Na Rycerskiej, został sali.
Władysław Dzięgała
Polowanie zbiorowe
Na zbiorowe, wspólne łowy,
Bór zaprasza zacne głowy.
By tradycje były czczone,
Daje złomy i koronę.
Nim ogłoszą łowów króla,
Demokracja w kniei hula.
Równym jest tu lasów włodarz
I szef szefa i gospodarz.
Kto, gdzie stanie i co strzeli,
Na zbiorowym Hubert dzieli.
Miejsce, mioty i pędzenia
Są w Nidzicy bez znaczenia.
Zwierza w bród tu, pełne stada.
Bór przepastny nimi włada.
Są odyńce i łoś stary.
Łań, cielaków całe chmary.
Na Mazurach zwierz jest wszędzie,
A więc królem każdy będzie.
Po ostatnich wspólnych łowach,
O trofeach była mowa.
Święty Hubert tak je dzielił,
Że znów królem został Feliks.
Flinta Piotra miała wadę.
Do dziś łania leczy zadek.
Pewien strzelec – O mój Boże! –
Mierzył w dzika, trafił kozę.
Inny szeptał gwary mową:
- Nalej stary po jednemu?
- Jak polewać, to zbiorowo.
- Jak polować, to samemu.
Władysław Dzięgała
Turniej
Jesienią we wrześniu
Ryczą byki w lesie.
Po koronach dębów
Echo pieśń tę niesie.
Pieśń błędnych rycerzy
Obleczonych w skóry,
Gotowych do walki
Na łonie natury.
Na ubitej ziemi
I na ścieżkach życia,
Słychać szczęk oręża,
Serc szalone bicia.
Odgłosy i trzaski
Wieńców o poroża.
O prymat w tej głuszy.
O stada.
O łoża.
Władysław Dzięgała
Ścieżka dydaktyczna
Zauroczy dębem
I fiołkiem odurzy.
Jest taka cudowna
Jak zieleń po burzy.
Tajemna jak puszcza,
Zawiła jak chaszcze.
I taka błękitna,
Jak oczy przylaszczek.
Niewinna jak lilia.
Stubarwna jak tęcza
I tak delikatna
Jak nitka pajęcza.
Ma wzgórza, doliny.
Grabowych drzew cienie.
Siódmaczka, zawilca,
Gwiazdnicę i pszeniec.
Jest kępą daglezji.
I kwiatem storczyka.
Jest listkiem nawłoci,
I nurtem strumyka.
Jest wiedzą o życiu.
Jest klasą bez kluczy.
Zniewala, urzeka,
Zachwyca i uczy.
Władysław Dzięgała
Leśny sejmik
Sosna, brzoza, dąbek ładny
ma swój sejmik i swych radnych.
Drzewo – poseł w takim lesie
Zna się nie źle na biznesie,
Na siedlisku, na naturze,
Na przyrody „czarnej dziurze”.
Ma ten Sejmik swoje wady
gwiżdże, pluje na zasady.
Sosna na nim struny zdziera.
Nie zamyka jej się gęba,
Że finanse swe opiera
Nadleśnictwo na jej zrębach.
Że jej wrogiem tu odwiecznym
Jest turysta i borecznik,
Mniszka, zając, sarna, zręby
I jelenia ostre zęby.
Że skutecznie jest zniszczona
Jakąś misją niedorzeczną.
Gdzie jest wolność !!! Gdzie ochrona!!
Gatunkowa i skuteczna.
Brzoza rzecze : Las do bani,
W którym leśnik ma nas za nic.
Ród mój tkwił tu od stuleci,
A traktują nas jak śmieci.
W grupy chcą nas dzisiaj scalić,
W super kępy zamknąć zwarte.
Pojedyncze zaś obalić
I o brzozach zamknąć kartę.
Te zasady i te racje
To są zwykłe dywagacje.
Prawda tu jest oczywista,
Taki leśnik to rasista.
Dąb prowadzi dziwne gierki
Oburzyły się dwa świerki.
W borach partie chce zakładać,
Zniszczyć także chce sąsiada
I powiada, że jest skory
Zabrać łąki i ugory.
Pola bierze, wszystko bierze.
Nawet wlazł na bory świeże.
I tam rośnie pokręcony,
Superpolski nie czerwony,
Karłowaty jak sierota,
Nasz rodzimy patriota.
Buk – sekretarz wprost wspaniały,
Spisał wszystko na swych listkach.
Teksty wysłał do Warszawy
Do Ochrony Środowiska.
Tam zebrały się trzy Rady
I orzekły: To oszczerstwo
Ktoś, kto zniszczyć chce Zasady
Niszczy także Ministerstwo.
W lesie już Sejmiku nie ma.
Zrąb nabija dalej trzosy.
Brzozę zjadła zwykła trema,
A dąb dalej się panoszy.
Władysław Dzięgała
Sylwan
Całe wieki mieszkał
W puszczy na wskroś dzikiej,
Zachwycał się ciszą
I jelenim rykiem.
Uwielbiał przyrodę,
Słuchał jak bór śpiewa,
Knieja go kochała,
On miłował drzewa.
Z podniesioną głową
Szedł jako jedyny,
Wśród dziewiczych sosen
Po tropach zwierzyny.
Struchlał Sylwan cały,
Serce mu zabiło,
Kiedy w las wyruszył
Drwal z warczącą piłą.
Padały pomniki,
Zamarł świat przyrody,
Ludzie Jego puszczę
Zamienili w kłody.
Znikły stare dęby,
Został pniak po sośnie,
Przerażony Sylwan
Uciekł gdzie pieprz rośnie.
Władysław Dzięgała
Rejs
Sierpień,
woda, jacht, Bełdany.
Nie
zabrakło serc gorących,
By
zaszczycić rejs nieznany.
Rejs
Leśników Żeglujących.
Po odprawie
na Bindudze,
Dzik
opływał w super sosie.
Szanta szła
nam jak po grudzie,
Za to
smaczne było prosie.
O
dziewiątej niespodzianka.
Co
niektórych jeszcze suszy.
Na TANAGU
stoi Anka.
Sto SASANEK
i FOKUSY.
Pan
Zieliński zaś na DUDKU.
Dudek
skromnie na OMYKU.
SAM Jarugę
ma na czubku.
GRĄŻEL
Kazia w swym koszyku.
Andrzej z
Kubą na FELICJI.
PREZES
służy za flagowy.
Korpeta na
PROHIBICJI.
Zaś o
wietrze nie ma mowy.
Wreszcie
gdzieś na Mikołajkach,
Szkwał
poruszył z lekka żagle.
Potem było
tak jak w bajkach.
Trójka się
zjawiła nagle.
Koniec
rejsu. Róg Niedźwiedzi.
PROHIBICJA
była pierwsza.
Na
mieliźnie nie źle siedzi,
Ta
największa i najszersza.
W bił się w
piasek nasz flagowy.
A że PREZES
łódź ta wielka.
Przewidziały mądre głowy,
By miał
barek jak u Szejka.
Później
było wystrzałowo.
Pisz,
Ruciane, Tonia z Jurkiem.
Jak
wracałem daję słowo,
To dmuchało
nawet czwórkę.
To co
piękne to trwa krótko.
Żal mi
wiatru i obłoków.
Wielkiej
wody, żagli z łódką.
Przemoczonych do cna boków.
Władysław Dzięgała
Instrukcja ochrony lasu
W sposób antropogeniczny
W warunkach antropopresji
Foliofagi liczy borom,
W gatunkach utylitarnych
Feromon, fotoeklektor.
Są refugia, habitaty.
Granica antropogenna.
Szkodniki ryzofagiczne,
Wymarzona księga życzeń
Napisana – Matko Święta -
Grudzień. Las. Zima. Zaspy i mróz
Zziębnięte lica dębów i brzóz.
Instrukcja ochrony lasu
Chroni lepiej niż Natura
A po za tym z tego słynie,
Że Mniszka jej nie zaszura
Bo się nie zna na łacinie.
W sposób antropogeniczny
Kształtuje homeostazy,
A w podejściu holistycznym
Ma atraktant pełen wrażeń.
W warunkach antropopresji
Fizjocenoz chroni bidę,
Liczbą pronimf i sukcesji
Żyje parazytoidem.
Foliofagi liczy borom,
Owady fitofagiczne.
Dba o defoliację koron
I tereny pandemiczne.
W gatunkach utylitarnych
Fruwa ptaszek użytkowy.
Jest saprofag jakieś marny,
Organizm kwarantannowy.
Feromon, fotoeklektor.
Repelent, który się zmienia.
Jest SBO i inspektor.
Są biegacze do ważenia.
Są refugia, habitaty.
Rezerwuar permanentny
I ekoton jak przed laty
Ekosystem prawie święty.
Granica antropogenna.
Bioindykator sprawności
I termoterapia cenna.
Antraknoza plamistości.
Szkodniki ryzofagiczne,
Zabarwienie dyspensera.
Pyretroidy bardzo liczne,
Naukowa mowa szczera.
Wymarzona księga życzeń
Która kocha słowa cudze,
Wciska wzory do wyliczeń
Nie zostawia żadnych złudzeń.
Napisana – Matko Święta -
Tak po prawdzie nie wiem czemu?
Jak Profesor do Docenta
A nie leśnik dla terenu.
Władysław Dzięgała
Miłośnik przyrody
Zziębnięte lica dębów i brzóz.
Miłośnik zwierząt siadł na swój tron
Na przedramieniu oparłszy broń.
Na przedramieniu oparłszy broń.
Zoczywszy byka. Namierzył cel.
Klasyczny widłak. Wokoło biel.
W mig na komorze ustawił krzyż,
By moc swych uczuć przekazać dziś.
Zmarznięty jeleń (nie czując nóg),
Wbijał w zmarzlinę oczniaka róg.
Przezwyciężając ból, lęk i strach,
Rył opierakiem lód, śnieg i piach.
Racicą grzebał i tam i tu,
Szukając zbawczych zielonych mchów.
Źdźebełko trawy uznał za cud.
Nadzieję, która oszuka głód.
Stanąwszy w ogniu. Nie słyszał nic.
Kropelki pereł spływały z lic.
Na ziemię spadły w godzinę złą...
Świat w oczach płonął zachodząc mgłą.
Znikła w ciemności knieja jak duch.
Błysk zabrał z sobą światło i ruch.
Trafiony w serce swój zamknął czas.
Wykonał „świecę.” W bezruchu zgasł.
Zabite życie (gdy ucichł huk)
Do swego Boga szukało dróg.
Pytało księżyc, miliony gwiazd:
- Dlaczego musi pożegnać las?
I rozmyślało: - Dokąd ma iść?
Co ma powiedzieć Naturze dziś?
Że zginąć musiał (przez wieniec) byk?
Bo brak w nim koron? I grubych tyk?
Że wieczny ósmak? Że widły ma?
Że wieczny ósmak? Że widły ma?
Nie taki pokrój? Sylwetka zła?
Czy za te winy w sekundy ćwierć?
Miał człowiek prawo skazać na śmierć?
- Co czuł myśliwy strzelając doń?
Wie to jedynie Pan Bóg i On.
Władysław Dzięgała
Ekologiczna uprawa
Chłop nim pole w ugór zmienił
Jakość gleby zawsze cenił.
Tej pod żyto i ziemniaki
Nie przeznaczał pod buraki.
Leśnikom ekolog radzi
Aby dęba w ten piach sadzić.
Dąb uważa to za kpinę,
Nie chce piachu woli glinę.
Buk na taką radę kicha
Nic dziwnego, że usycha.
A zające i sarenki
Porobiły z nich bezpieńki.
Na uprawie w słońcu lata
Wyschła jedna, druga łata.
Nie ma dębu. Nie ma buka.
Jarzębiny próżno szukać.
Jeśli wierzyć ekologom
Zamiast dębu rosnąć mogą
I domieszką być w uprawie
Maki, rdesty i dziurawiec.
Ja im wcale się nie dziwię,
Że na zioła patrzą tkliwie.
Lecz leśnikom, tym kolegom
Co zasadę tworzą z tego.
-Jak przyroda do tej pory
Zalesiała te ugory?
- Siała brzozę razem z sosną.
- Siała brzozę razem z sosną.
Dziś na piachach bory rosną.
Władysław Dzięgała
Łowy
Dziś, w Nidzicy na zbiorowym,
Lasy mają wielkie łowy.
Prowadzący na odprawie,
Sprawy ujął tak ciekawie,
Aby każdy mógł być świadom,
Że etyka jest zasadą.
Dobrze się spisała „Knieja”,
Na pędzeniach u Andrzeja.
Przez nagankę zwierz spłoszony,
Gnał ostępem jak szalony.
Jeśli na czas, ktoś się złożył.
To nie długo, zwierz ten pożył.
W innym miocie dziczek syty,
Stał na linii niczym wryty.
Dreszcz emocji wstrząsnął borem,
Kiedy padł strzał na komorę?
Kto szedł w miotach z Panem Gieniem?
Strzelał dziki i jelenie.
Nie jednemu niczym UFO,
Grzały łanie, tuż przed lufą.
Jak się strzelec znał na rzeczach?
To był dublet albo świeca.
W pewnym miocie (w starych sosnach)
Na nagankę chmara poszła.
Maciek jeździł razy krocie
Kładąc tusze na pokocie.
Rogiem pokot odtrąbiono.
Był i medal wraz z koroną.
Płonął ogień...Dzik przy łani,
Królem łowów, przez rok Pani.
Drugie miejsce ciepłe słowa,
Dla kniejówki ze Strzałowa.
Gratulacje dla dwururki,
Rodem wprost z Zielonej Górki
Był i rządek pełen chwały,
Co miał złom, za celne strzały?
Był kapelan z Bożym słowem.
Był opłatek i życzenia.
Było sto lat dla królowej
I, za rok?
Do zobaczenia!!!
Władysław Dzięgała
W poświacie o brzasku,
W porożu krzyż płonie.
Hubert w świętym blasku,
Zbliża doń swe dłonie.
Bóg krzyż wzniósł ku górze,
Zaś jelenia skronie.
Rzekł Matce Naturze,
Zostawić w koronie.
Byk, gdy w lasach gości,
W koronie poroża.
Śle Bogu z wdzięczności
Ryk gdzieś, hen w przestworza.
Ryk gdzieś, hen w przestworza.
Władysław Dzięgała
Zmiany
W leśnej branży zaszły zmiany!
Pędzle, farby w teren dano.
Las jest tak pomalowany,
Jak pisanka na Wielkanoc.
Upstrzył ktoś na jedną modłę
W białe kropki korowinę,
Gdyż nie wiedział jak dorodne
Drzewa znaleźć w drągowinie.
Setka mędrców by nie zgadła
Jak i kiedy mniszkę schwytać.
Leśnik użył abecadła.
Dzisiaj mniszka umie czytać.
Mrówki chodzą lewą stroną
Z podniesioną w górę głową,
Bo ktoś cyfry na czerwono
Dał mrowisku... odblaskową.
Widać wszędzie, z każdej strony
Cyfry duże. Cyfry małe.
Kropki, kreski i kulfony
Czarne, bure, żółte, białe...
- Może słuszne są to zmiany,
A Ja jestem zbyt krytyczny?
- Może las pomalowany
Właśnie jest ekologiczny?
Władysław Dzięgała
Pan Dwururka.
Pan Dwururka spec, myśliwy,
Człek trunkowy i gorliwy,
Lubił innym mieszać szyki,
Nade wszystko strzelać byki.
W poniedziałek, kac mózg pienił
Więc postrzałka szukał geniusz.
Na babrzysku zaś we wtorek,
Ósmak dostał na komorę.
W środę czekał w dębin cieniu
Na szydlarza przy strumieniu.
Przy paśniku (niby żartem)
Dwudwudziestak padł we czwartek.
Za to w piątek tuż przy krzakach
Trzecim strzałem zdjął szpicaka.
A w sobotę (hulaj dusza)
Równał z ziemią, co się rusza.
Zaś w niedzielę Pan Dwururka
Do gospody dawał nurka
I miał brzydkie skojarzenia
Jeśli spotkał tam... jelenia.
Władysław Dzięgała
Spowiedź
W leśnej branży zaszły zmiany!
Pędzle, farby w teren dano.
Las jest tak pomalowany,
Jak pisanka na Wielkanoc.
Upstrzył ktoś na jedną modłę
W białe kropki korowinę,
Gdyż nie wiedział jak dorodne
Drzewa znaleźć w drągowinie.
Setka mędrców by nie zgadła
Jak i kiedy mniszkę schwytać.
Leśnik użył abecadła.
Dzisiaj mniszka umie czytać.
Mrówki chodzą lewą stroną
Z podniesioną w górę głową,
Bo ktoś cyfry na czerwono
Dał mrowisku... odblaskową.
Widać wszędzie, z każdej strony
Cyfry duże. Cyfry małe.
Kropki, kreski i kulfony
Czarne, bure, żółte, białe...
- Może słuszne są to zmiany,
A Ja jestem zbyt krytyczny?
- Może las pomalowany
Właśnie jest ekologiczny?
Władysław Dzięgała
Pan Dwururka.
Pan Dwururka spec, myśliwy,
Człek trunkowy i gorliwy,
Lubił innym mieszać szyki,
Nade wszystko strzelać byki.
W poniedziałek, kac mózg pienił
Więc postrzałka szukał geniusz.
Na babrzysku zaś we wtorek,
Ósmak dostał na komorę.
W środę czekał w dębin cieniu
Na szydlarza przy strumieniu.
Przy paśniku (niby żartem)
Dwudwudziestak padł we czwartek.
Za to w piątek tuż przy krzakach
Trzecim strzałem zdjął szpicaka.
A w sobotę (hulaj dusza)
Równał z ziemią, co się rusza.
Zaś w niedzielę Pan Dwururka
Do gospody dawał nurka
I miał brzydkie skojarzenia
Jeśli spotkał tam... jelenia.
Władysław Dzięgała
Spowiedź
Raz był leśnik u spowiedzi
Księdzu w ucho grzechy cedził,
To, co wtedy ksiądz usłyszał,
Nieopatrznie autor spisał:
Płacą tak, że boli głowa
Dorabiałem więc na krowach,
Przez to byłem - o mój Boże ! –
Więcej w stajni niźli w borze.
Absorbował mnie obornik,
Zapomniałem, co to kornik
Gdy zbijałem grosz na świniach
To już było po świerczynach.
Nie widziałem nigdy z bliska
Jak żre igły słynna Mniszka,
Gdy walczono z tą Brudnicą
Grosz ciułałem za granicą.
Dwie uprawy mi przepadły
Szeliniaki sosnę zjadły.
Parę razy poszło drzewo
Jak to mówią: „ Gdzieś na lewo ”
Panie Boże ! Wyznam szczerze
Franek znaczył mi trzebieże.
Jak poluje u mnie szycha,
No to chlapnę z nią kielicha.
Siano dla leśnego zwierza
W zimę prawie koń mój zeżarł,
Kukurydzą, okopowym
Pasłem świnie swe i krowy.
Skłusowałem cztery byki,
Trzy rogacze i dwa dziki.
Kuropatwy i zające
Tłukłem prawie trzy miesiące.
Powiadałem swojej żonie,
Że noc spędzę na ambonie,
A zdarzało się nie rzadko
Że spędzałem ją z sąsiadką.
A poza tym w dużej mierze
Pracowałem bardzo szczerze.
Moje grzechy nie są równe
Tym, które nazywasz główne.
Głównych grzechów nie znam bliżej
Myślę, że te są ciut wyżej
W Nadleśnictwie , w Regionalnej ,
Najgłówniejsze w Generalnej.”
Władysław Dzięgała
Rokosz
(bunt roślin z czerwonej księgi)
Na Zamek Przyrody
Zjeżdża się od rana,
Magnacka elita
Wielce zszokowana.
Skoro świt przybyli
Powozem lub bryką
Graf Storczyk Samiczy,
Markiz Wilczełyko,
Margrabia Wielosił,
Pan Mącznica z Piasków,
Baronet Pomocnik
W cylindrze z baldaszków.
Na stuletnich drzewach
W ocienionej loży,
Przycupnęła szlachta
Włostek i Odnożyc.
Wygodnie się rozsiadł
Na wielkim jesionie
Lord Granicznik Płucnik
Niczym król na tronie.
Honorowe miejsce
Zajął bardzo psotny,
Półkrwi Książę Bagien
Hrabia Wątlik Błotny.
Księżniczka Przytulia
Z królewskiego rodu,
Powiedziała krótko,
Szczerze bez wywodów:
- Dlaczego? I po co?
Metryka na runo,
Zamiast bosko pachnieć
Śmierdzi dziś komuną.
Na rany Chrystusa!
Kto tak zacne grono,
Zapisywał w księdze
Która jest czerwoną.
Bez względu na rasę,
Kolor skóry, nację.
Ogłaszamy w lesie
Powszechną lustrację.
I zmieniamy Księgę
Z największą ochotą,
Z tej krwistej czerwonej
Na królewską. Złotą.
Władysław Dzięgała
Przemian koło.
Ustawa o
lasach
Przemian koło.
Władzy koło zamachowe,
Zarządziło nam odnowę.
Przy obrotach mocno w prawo,
Kilku szefów wyleciało.
Nie ma także na świeczniku,
Paru ważnych urzędników.
Za to w leśnej jest asyście,
Sam Kapelan. Oczywiście!
Jak pokropi, moi złoci?
Będzie
leśnym i Sękocin.
Jego głosu winna słuchać:
Sosna, brzoza i jeżmucha.
Iwa, błagać go o łaski.
Dąb, odprawiać z nim Zdrowaśki.
Musi zniknąć czerwień z borów,
Malin, kalin, muchomorów.
Darz Bór! Zmieni słowa, tony,
Na Bóg zapłać. Pochwalony.
W tej
scenerii nieco gaśnie,
Zarządzenie jedenaście.
Własne eko jemu zbrzydło,
Woli mirrę i kadzidło.
Bio dostało za pokutę,
Tworzyć świat na bożą nutę.
Ksiądz z ambony wśród drzew
cieni,
Dał kazanie dla jeleni.
Mniszkę wysłał z naszych
borów,
Hen daleko do klasztoru.
ZOL-e razem z IBL-em,
Działać będą przy kościele.
A leśniczy tak, w ogóle
Na pielgrzymkę ruszy z
ZUL-em.
Dreptał będzie ziem zakręty,
By odwiedzać miejsca święte.
Las i bór o każdej porze,
Mają w jednym być
kolorze.
Tak się zewrzeć i tak skupić,
By, ten kolor był biskupi.
Jak nie zmienią swojej skóry?
Wyciąć każą je, Ci z góry.
P. S.
Kto napędza przemian koło?
Wiatr, zieloni? Czy oszołom?
Groźną bywa ludzka bzdura.
Wie las o tym i Natura.
Władysław Dzięgała
Ustawa o
lasach
O lasach ustawę
nową,
Ktoś w komputer pchnął fachowo.
Ten na swoim monitorze,
Ujął dane w taki wzorzec:
Las ma być ekologiczny...
Biokrzaczasty, anemiczny.
Jak za Piasta u nas było?
Kiedy w puszczach drzewo gniło?
Gospodarzy Nadleśniczy...
Skrupulatnie koszty liczy.
Z ekologią wkracza w bory.
Robiąc to, co do tej pory.
Zredukować służbę leśną...
Starszych ludzi pchnąć na
wczesną...
A tych młodszych wziąć z
powrotem.
I miej płacić za robotę.
Generalnie szkolić, szkolić...
Jeśli tylko czas pozwoli.
Robić tyle razy w roku,
Aż dostanie leśnik szoku.
Wdrażać w teren wiedzę nową...
Znaczy rządzić mądrą głową.
To, co piszą w leśnej prasie,
Wkuć na blachę w swoim czasie.
Robić to, co w operacie...
Nie ciąć więcej niż w etacie.
W kosztach takim być sknerusem,
Aby bilans wyszedł z plusem.
Drewnem stworzyć wolny rynek...
Potem z niego zrobić kpinę.
Harmonogram opracować,
Temu dawać, tym dozować.
Et cetera...Et cetera.
Same zera. Same zera.
Władysław Dzięgała
Błędne koło.
Ekolodzy jak wieść niesie,
Chcą by to, co żyje w lesie.
Miało w genach i zarodkach
Rodzimego prapraprzodka.
Sadzą sosnę na ugorze,
Gdzie powinno rosnąć zboże.
Las, co dawał drewna masy,
Puszczą ma być po wszechczasy.
Jest teoria, która radzi,
Aby w piasek dęba sadzić.
Tworzą, tworzą dziwactw tomy,
Nawiedzeni oszołomy.
Za sto lat, a może wcześniej.
Mrzonką będzie eko leśne.
A ruch inny zaś na nowo,
Tworzył będzie błędne koło.
P.S.
Gdy to słyszę już się pocę,
Aby nawiedzony docent.
Nie napisał w referacie:
,,w dół zielonym sadzić macie,,.
Marzenie sosny.
Biocenozo! Dość milczenia!
Trzeba pozbyć się jelenia.
To przez jego ostre zęby,
Wyginęły w lesie dęby.
A Ja nie mam pączków nowych
Gładkiej kory, igieł zdrowych.
Gładkiej kory, igieł zdrowych.
Mam też boki oskubane.
I na strzale w łyku ranę.
Przez nie sok wypływa w kroplach.
I żywica krzepnie w soplach.
Brak pokrycia. Ginie jakość.
Rudy czub króluje. Psiakość!!!
Mogłaby to nie wywlekać,
Gdyby go zabolał siekacz.
Jakaś dwójka lub trzonowy.
Lecz niestety każdy zdrowy.
Rada na to oczywista.
Może znajdzie się dentysta,
Albo jakiś chirurg raczej,
Co usunie mu siekacze.
Wówczas to bez żadnej łaski,
Będzie jadał tylko kaszki.
Nic nie zrobi mnie i dębom,
Wyszczerbioną jak płot gębą.
Władysław Dzięgała
Miećko
W domu Miećko, zamiast mleczko
Może Miećku, miast po deczku
Był bruderszaft i daj pyska
Stan ważkości. O mój Boże!!!
Za to wkrótce w Węgorzewie,
Jaka była ta wycieczka,
Wie, że jechał i że śpiewał
E! Mazury, to Mazury.
Polskie góry, chociaż małe.
Gdy do domu przyjdzie wracać,
Tydzień czasu. Kto da radę.
Władysław Dzięgała
Prywatyzacja.
Duma jeden. Myśli drugi.
Jak pospłacać w kraju długi?
Wymyśliła Mądra Głowa,
Żeby las sprywatyzować.
Przez przekorę, czy głupotę,
Bór oddawać chce pod młotek.
Szefem będzie od dziś w lasach,
Nie przyroda, ale kasa.
Bo właściciel Pan i Władca,
Za gotówką węszy, maca.
Z aktem prawnym.
Z pustką w kasie,
Z aktem prawnym.
Z pustką w kasie,
W mig spienięży to, co da się.
A po sosnach i świerczynie,
Pozostawi pnie jedynie.
Były knieje. Nie ma sprawy,
Będą po nich tylko trawy.
Będzie także z każdej strony,
Taki napis: Wstęp wzbroniony.
Nikt nie wpuści na swe włości,
Nie proszonych tutaj gości.
W lesie takim będzie ślicznie.
Znikną ścieżki dydaktyczne.
I zbieracze grzybów, runa.
To prywata nie komuna.
A jak będą klęski w lasach.
Będzie rosła nie zła kasa.
Bór bez igieł źle się miewa,
By nie usechł, wytną drzewa.
Taką będzie również rada,
I na pożar i owada.
Na powodzie. Wiatr potężny.
Póki będzie, co spieniężyć.
Gdzie nie spojrzysz step? Pustynia?
Znikły drzewa? Czyja wina?
A no tych, co mówią zgoda
By na przetarg szła przyrody
Władysław Dzięgała
Władysław Dzięgała
Miećko
Zimna zdrowa jest ponowa,
Miecio idzie z kimś polować.
Myśliweczku, kochaneczku
Może łykniem coś po deczku.
I pieronem, na ambonę
Zataszczymy broni tonę.
Szmery w krzakach, jest wataha,
Rzecze Miecio tak do Gacha.
W samą porę bydle spore.
Mierz spokojnie na komorę.
Kiedy mierzył Miecio wierzył,
Że po strzale zwierz już leży.
Niebywałe! Niebywałe!
To już trzeci jest postrzałek
Gacha gani, po co rani.
Sam jak pies po tropie za nim.
Las był wielki, zgubił szelki
I nie znalazł krwi kropelki.
W domu Miećko, zamiast mleczko
Aroniówki łyknął deczko.
A nazajutrz niczym w Raju
Ruszył z Gachem znów do gaju.
Myśliweczku, kochaneczku
Może łykniem coś po deczku.
Stał za krzakiem z nieborakiem,
Aż nadejdzie zwierzę jakieś.
Widać cienie, są jelenie.
Mierz w komorę nie w siedzenie.
Niebywałe! Niebywałe!
Któryś z rzędu jest postrzałek.
Myśli Miećko, może deczko
Jest dla Gacha wielką rzeczą.
Po tych łykach zamiast byka,
Ma w lunecie Gacha tryptyka.
Ja to kręcę, nigdy więcej
Nie poluję z żadnym Niemcem.
Może Miećku, miast po deczku
Pij coś z Gachem po niemiecku.
To nie zgrywa, gach zarzywa
Zamiast deczka, kufel piwa.
Niebywałe! niebywałe!
Po tym piwie znikł postrzałek.
Gach jest zdrowy mamy z głowy
Problem międzynarodowy.
Władysław Dzięgała
Wycieczka
Na wycieczce było fajnie,
Bez kompleksów i zwyczajnie.
Tarpan jako terenowy,
Wiózł jedynie tęgie głowy.
Zaś Mercedes wóz wspaniały,
Targał speców od gorzały.
Był bruderszaft i daj pyska
I z kubeczka i z kieliszka.
Gdy znikła Luksusowa,
Kupowano ją od nowa.
Kiedy zapas jej wypito,
Wchodził Smirnoff albo Żyto.
Stan ważkości. O mój Boże!!!
Był jedynie w tym Klasztorze.
Później była znów gorzałka,
Nad Wigrami i w Suwałkach.
Lecz niestety ktoś w Gołdapi,
Poczęstunek nią przegapił.
Przy kiełbasie i ognisku,
Nie dał znawcą po kieliszku.
Za to wkrótce w Węgorzewie,
Pito tyle, że nikt nie wie:
- Czy pijącym wcięło czarkę?
- Czy wznoszono toast garnkiem?
Gdyż niejeden przez te bale,
Swego wozu nie mógł znaleźć.
Jaka była ta wycieczka,
Wie jedynie buteleczka.
Zaś uczestnik z tęgim kacem
Rozpoczynał rano pracę.
Kiedy pytał, co niektórych:
- Czy w suwalskim były góry?
I czy było jakieś morze?
Bo się czuje coraz gorzej.
Wie, że jechał i że śpiewał
I że ciągle coś polewał.
Gdy wóz stanął to biegł w żyto,
Aby oddać to, co pito.
E! Mazury, to Mazury.
Jedzmy teraz kupą w góry.
Dłuższa droga, lepsza trasa,
Tam dopiero się pohasa.
Polskie góry, chociaż małe.
Niezłą muszą mieć gorzałę.
Na najwyższym zaś ich szczycie
Wypijemy śliwowicę.
A na wszystkich innych szczytach
Będzie tylko okowita.
Zaś w kotlinach i dolinach,
Luksusową wbijać klina.
Gdy do domu przyjdzie wracać,
Wyleczymy żytem kaca.
Tydzień czasu. Kto da radę.
Nie! Ja w góry nie pojadę.
Władysław Dzięgała
Spojrzenie wstecz.
Gdy do szkoły wiózł mnie pociąg,
Lasem rządził Pan Dąb - Kocioł.
Gdy walczyłem z pierwszym zrębem
Ktoś pod Kotłem palił Dębem.
Za Gesinga nieco skrycie
Deputaty weszły w życie.
Były skarbem dla leśnika,
Razem z bykiem, wełną tryka.
Pan Skwirzyński na me bary,
Pchał: OHP-y, kuchnie, gary.
Różne szmaty z bubel kramu,
A do tego pół Wietnamu.
Kiedy rządził mną Kozłowski?
To są fakty, nie pogłoski.
Za robotę tak bez racji
Dał mi nędzny grosz inflacji.
Pan Olesiak i Pan Zięba
Kochał żyto, zamiast dęba.
Ci Panowie będę szczery,
Uwielbiali PGR-y.
Hortmanowicz postać mglista.
Szef Ochrony Środowiska.
Pan, którego mają w nosie
Po wsze czasy polskie łosie.
Żelichowski, to natura.
Borom sztucznym cierpła skóra.
Mnie zaś włożył tak do pary,
Z bio i eko okulary.
Dziś Minister Pan Jan Szyszko
Całe chroni środowisko.
Jeśli uzna, że tak trzeba
Będę jutro szukał chleba.
Ministrowie mieli twarze.
Bór zakręty. Las wiraże.
Zaś Natura miała schody,
Każdy uczył ją... przyrody.
Powiedz lesie? Powiedz borze?
Rośniesz zdrowo? Bez zagrożeń?
Ty Gesinga? Ty Natury?
Ty, co szukasz własnej skóry?
Władysław Dzięgała
Psion
Psionem,
Informatyk
Zamknął
po swojemu,
Na
zwyczajny patyk
Biuro
leśniczemu.
W
zamian dał w nim za to
Programy
z opcjami.
Zwykły rejestrator
Z
mini klawiszami.
Gdzieś
po krzakach w lasku
Dynda
się i majta
(w
pokrowcu na pasku)
Pamięć
w megabajtach.
Włożył
leśnik stary
(by
zobaczyć stany)
Na
nos okulary
I
nie widzi danych.
Nie
widzi cyferek.
W
ekran patrzy z lękiem.
-
Po jaką cholerę
Małe
bywa piękne?
Grymas
ma na twarzy
(nie
chce być nieukiem)
Szuka
po sto razy
By
wprowadzić sztukę.
Shift
z Psionem wszedł miękko
Enter,
Esc, strony.
Chciał
wskoczyć w okienko.
Wrócił
do ikony.
W
Słowniku miał „Plany”
W
opcjach zaś „Koryguj”
Zanim
znalazł „Stany”
Zapoznał
się z figą.
W
lesie wietrzyk dmuchał.
Była
śnieżna zamieć.
Postukał
paluchem
I...
skasował pamięć.
Nie
ma na to mistrza,
Psion,
cholera gaśnie.
Dyskietka
jest czysta.
Niech
to piorun trzaśnie!!!
Skubnął
wąs i brodę,
Zaklął
nie wiem czemu,
Wziął
ołówek z ROD- em.
Stan
ma po... staremu.
Rzekł
cicho, półsłówkiem:
Nie
bójta się chłopy,
Wejdziem
i z ołówkiem
Do
tej EUROPY.
Władysław Dzięgała
Inspekcja
Mamy w lasach.
Mamy w borach Inspektorów od Sambora.
Jest
Pan Andrzej ( ten co w borze
Pojedynczą
tępi brzozę).
Jest
tu również i Pan Zbyszek
(
mniej on mówi więcej pisze ).
Szef
- Pan Andrzej – z leśną kadrą,
Firmy
swojej broni twardo
I
młodnika i czyszczenia,
Dzika,
sarny i jelenia.
Broni
także nietypowych
Ważnych
zasad zawodowych.
Wie
to Jurek, Piotr i Rysio
(czego
inni nie usłyszą),
Że
Andrzejów każde słowo
Jest
dyskusją naukową.
Polemiką.
Dywagacją.
I
przyznaną sobie racją.
Teren
nie ma tak „ gadane ”
Więc
ma raczej przechlapane.
Bo
w terenie jak w terenie
Są
i blaski są i cienie.
Gdyż,
co widzą i co słyszą
Dwaj
Panowie skrzętnie piszą,
Zaś
komputer to utrwala
I
nic tylko scala, scala.
Protokóły
(jak nikt w kraju)
Ma
Nadleśny już nazajutrz.
A
leśniczy - Moi złoci –
Gdy,
go czyta wciąż się poci :
„Za
widziane dziury w płocie.
Za
potknięcia przy robocie.
Za
pędraki. Za jelenie.
Za
trzebieże. Za czyszczenie.
Za
papierki. Za dzienniczek.
Za
krainę. Za dzielnicę.”
Za
to wszystko ( mówiąc szczerze)
Co
jest o nim w komputerze.
Jak
lew walczy. Stacza boje
I
jak dawniej robi swoje.
Rzeknie
także (w swoim czasie
Gdzieś
nad Zdręcznem przy kiełbasie)
„
że Natura ma wciąż schody,
Każdy
uczy ją przyrody.
Nawet
podczas tej inspekcji
Otrzymała
parę lekcji.”
P.S.
Kto i ile ma tu
racji
Powiem
po prywatyzacji.
-
Czy dyskietce mądrych słówek,
Nie
odbierze znów ołówek?
A
właściciel Inspektorze
Naszej pracy tu w
tym borze?
Władysław Dzięgała
Nocne zwidy.
Stał na czatach. Prawie dniało.
W nocy zużył dwie piersiówki,
A więc w czubie miał nie mało,
Gdy usłyszał głos licówki :
Hej myłkusie !!! Paru chłystów,
Róg przyprawia Ci frajerze.
Jesteś rogacz na babrzysku
Zakochany w swym sztucerze.
Porzuć nocne polowania
I zaniechaj swych piersiówek,
Bo czekając na rechtanie
Możesz skończyć jak półgłówek.
Nocka zje Ci wigor, zdrowie.
Kac zadręczy zmysły szóste.
Sztucer znajdzie się w parowie,
A piersiówki będą puste.
Będziesz błądził po bezdrożach,
Włócząc z trudem obie nogi.
Na wycenę zaś poroża,
Dasz jedynie swoje rogi.
Rzekł jej na to : Ja nie spocznę,
Jak nie strzelę sto sztuk rocznie.
Jeszcze chwilę coś pogderał
I wygarnął ze sztucera.
Dziś nie szuka zwierz kamrata.
W gąszcz ucieka, by się schować,
Bo niestety, ten na czatach
Nie potrafi dyskutować.
Władysław Dzięgała
Dylemat.
Wprost cudownie, każdy powie
Być nad Biebrzą, w Augustowie
I tak wiosną, w dni czerwcowe
Zwiedzać Parki Narodowe.
Może zamiast tam się męczyć
Zróbmy biwak gdzieś nad Zdręcznym.
Okolica to jest ładna,
Lasy, wody, nie brak bagna.
Przy ognisku siądą pary.
Będą bąki i komary.
Żaby głośno kumkać w trawie.
Jak nad Biebrzą będzie prawie.
Od owadów będzie wrzało,
Od komarów spuchnie ciało.
Pogryziony miło powie,
Że tną tak, jak w Augustowie.
Może jest w tym, może nie ma
Ważny problem i dylemat:
- Czy nad Biebrzą komar sprytny
Nie sprowadza braci z Litwy?
Jeśli tak, to niech mi brzęczy
Bąk i komar nasz nad Zdręcznym
I nie ważne w jakich lotach
Ważne to, że patriota.
Bardzo, bardzo dawno temu
Każdy wiedział po co? Czemu?
Były w kniei wiec, półsłówka,
Strajk, zadyma i głodówka.
Rzecznik zwierząt był tam nawet
I Naturze tak zdał sprawę:
- Jest dla wszystkich rzeczą jasną,
Że brak mieszkań, że jest ciasno.
Że wiewiórce trudno mieszkać
W swych łupinkach po orzeszkach
Że motylek we łzach tonie,
Bo nie mieści się w kokonie.
Na to rzekła mu Natura:
- Że to absurd, istna bzdura.
By ostudzić wasze głowy,
Dam każdemu dom gotowy.
Ślimak mieszkać ma w skorupie,
Dzięcioł rozda ptakom dziuple
Zaś nornica ma mieć norę,
Kokon ściółkę, kornik korę.
W dębie, w środku gdzie jest ciemno
Będzie żył kozioróg dębosz.
Po pełzaczach pokój spory,
Odziedziczą dwie sikory.
Dom otrzyma świstak, misio
I zwierzątek każdy tysiąc.
Głos zabrała i Przyroda:
- Ja do tego jeszcze dodam,
Że nie będzie oszołomów,
Co załatwią klucz do domu.
Władysław Dzięgała
Rajd leśników
Od lat paru, tak co roku
Lubi leśnik chodzić w tłoku,
Duktem, ścieżką po wertepach
W adidasach, butach, trepach.
Nie by zwiedzać parę krzaków
Puszczę, Chojno i Sieraków
Ale po to by poszaleć
Cichy kącik w lesie znaleźć
I butelkę i kieliszki
Czasem nawet białe myszki.
Niech zobaczą polskie drzewa
Jak robaka gość zalewa.
Wielka puszcza, Warta, Noteć
I pomników całe krocie.
Niech zobaczą drzew Bogowie
Jak się stawia świat na głowie,
Jak na rajdzie nawet święty
Pod stół pada piwem ścięty.
Jak nie mówiąc ani słowa
Może nieźle poharcować.
Dla leśnika na frasunek
Jest najlepszy mocny trunek.
Pije stary, pije młody
Niezależnie od pogody.
Na stojąco, na kolanach
Byle do białego rana.
Kolor nie gra żadnej roli,
Gdyż po każdym głowa boli.
Tu za darmo ma się kaca,
I po trzech dniach rozum wraca,
A jak wróci to się pieni
Bo nie może znaleźć cieni,
By lec cicho z butlą w dłoniach
I dojrzewać niczym koniak
I dbać o to by promile
Nie uciekły z krwi na chwilę.
Jak ochłonie to z przekorą
Rzeknie wszystkim kniejom, borom:
- Rajd był piękny i uroczy
Czas jak piechur naprzód kroczy,
By dotrzymać w marszu kroku
Rajdy róbmy co pół roku.
Władysław Dzięgała
Trójkąt bermudzki
Od Gołdapi po Augustów
Świerk puszczański rósł tu, rósł tu.
Zna swą jakość genotypy
I ma za nic dęby, lipy.
Ludzie są tu inni nieco.
Śpiewną mową Cię urzeczą.
Niczym niedźwiedź w pszczelnej barci
Mili, szczerzy i otwarci.
Ten z Gołdapi świerk wysoki
Strącać mógłby i obłoki,
Kiedy łamie się i chwieje
Opowiada dawne dzieje.
W słojach epos cały schował,
O tym jak tu Król polował.
Zaś w kamieniu jak w ołtarzu,
Zdań jest parę o Cesarzu.
Tu, inaczej płynie życie.
Tu, stykają się granice.
Tu, historię wprost się czuje
Jak swe dzieje zapisuje.
Ciemną nocą, bladym świtem.
Handlem wódą i przemytem.
Przy wysiłku wprost nadludzkim
Tu w trójkącie tym bermudzkim.
Przy wysiłku wprost nadludzkim
Tu w trójkącie tym bermudzkim.
Sąsiedzi
Las miał Unię tuż za miedzą.
Fascynował się jej wiedzą.
Sadził sosny na odłogach.
Stworzył nawet ekologa.
Dbał o chaszcze, walczył z borem,
Aż pierwotnym stał się tworem.
Teraz las się zwie biotopem,
Chwali Wspólną Europę:
Za komputer. Za dyskietkę.
Za programów prawie setkę.
Za drukarkę pracę Psionem
I za Centrex z telefonem.
Był przez Unię tak szkolony,
Aby czuć się doceniony.
Aż tu nagle, tak bez słowa
Musiał się prywatyzować.
Z Unią miał być na etacie,
Ta oddała go prywacie
I przetarła na na tartaku.
Nie nawet po mnie pniaków.
Władysław Dzięgała
Zasady hodowlane
Zanim wejdą do Wspólnoty,
Czerpią wiedzę z myśli złotych.
Ich kopalnią bywa władza,
Której różny spec doradza.
Jeden chce mieć glebę czarną,
Więc na zrębie ściołę zgarnął.
Gna po pniakach pług i brony,
Przerzucając ziemi tony.
A zaś drugi, w każdy ostęp
Sadzi dęba. Gdzieś ma sosnę.
Gmatwa jemu nie źle szyki
Ten, czerwony z Ameryki
Trzeci wielbi własny slogan,
Zwłaszcza bzdury ekologa.
Brawo bije, w dłonie klaszcze
Gdy miast dębów rosły chaszcze.
Czwarty żąda - by poza tym -
Las, pierwotne nosił szaty.
Żadnych sosen. Bzy i głogi
I bezdroża, tam gdzie drogi.
Jest i piąty, która radzi
W małe gniazda drzewa sadzić.
Szósty, patrząc w bór przez lupę
Zauważył w nim biogrupę.
Jest też taki, co jest znany
Z wąskich zrębów. Krzywej ściany.
No i taki nie banalny
Od odnowień naturalnych.
Trudno będzie nam – niestety –
Scalić mądrość tą w konkrety.
Trzeba zrobić coś z tą tęczą,
Za nim inni nas wyręczą.
Władysław Dzięgała
Mapa siedliskowa.
Z runa, dołów od gleb biegli,
Sporządzili mapę siedlisk.
Zgodnie z super wytycznymi,
Ważnych znawców leśnych ziemi.
Bryłka gliny, morze piachu.
Las wykreśla, na niej Brachu.
Nic to, że przy gonnej sośnie,
Anemiczny dąbek rośnie.
Dąb z profilu gleby sądzi,
Że sztych gliny tutaj rządzi.
Stąd na mapie, bór mieszany
Jest na czarno malowany.
I dodaje na wpółżywy:
- Nie bądź znawco nadgorliwy.
Bryłka gliny nie da Raju,
Gdy brak wody i mróz w maju.
Mówić można tu o pechu.
Mapnik z mapą pękł ze śmiechu,
Kiedy przyszło im uwierzyć?
Że miast boru ma las świeży?
O puentę się pokuszę.
Śmiać się mogę. Sadzić muszę.
Piszę, aby z nas nie kpiono,
Czemu w piasek dąb sadzono?
Władysław Dzięgała
Jeleni los.
Jeleń wie, że jak świat, światem
Klan myśliwych był dlań katem.
Węszy za nim w lesie, borze,
Za grandlami. Za porożem.
Goni, tropi, psami szczuje.
Gdzie dokarmia, tam poluje.
Że ma wyżła, broń, nagankę,
Na zbiorowym wprost sielankę.
Lubi gonić, płoszyć, strzelać.
Lubi w mediach się wybielać.
Popisywać się dialektem.
W którym byka zwie selektem.
Nie zabija... redukuje,
Bo to szkodnik. Bo spałuje.
- Zjada korę? Bo jest głodny.
A polują? Bo dorodny.
Gdzie obrońcy? Gdzie zieloni?
Gdzie jest prawo, co ma chronić?
I tu sprawa się zamyka:
Zwierzę, człowiek, polityka.
Ustalono, gdzieś w sośninie:
„Las ma rosnąć. Jeleń zginie”.
Byków nie ma. Rośnij borze.
Po nich tylko jest... poroże.
A poroże choć jest czyjeś
Nie spałuje, bo nie żyje.
P. S.
Hej jeleniu! Puść las z dymem!
Zbierz zwierzęta. Zrób zadymę !
Z dzikiem, łosiem zostań w zmowie.
Żyj jak ludzie! Żyj jak człowiek!
Stań się twardy, nieżyczliwy
I zapoluj na... myśliwych.
Gdyż inaczej ich nie zmienisz.
Strzelać będą do jeleni.
Władysław Dzięgała
Mundur
Od pra pra dziejów prawda to znana,
Że każdy mundur ma kapelana.
Nic w tym dziwnego, że nasz leśnika
Będzie miał wkrótce swego kleryka.
Kiedy przywdzieje Ksiądz koloratkę.
Czart się nie wypnie na lasy zadkiem.
Gdyż zakróluje modlitwa w borze,
Będzie cudownie niczym w klasztorze.
Kapelan borów na leśnej drodze,
Słowem zaszczepi wiarę przyrodzie.
Zacznie się modlić Tycz i Borecznik.
Przed świerkiem klęknie Kornik niegrzeczny.
Sarna z Jeleniem kory nie zgryzie,
Gdy przed sośniną poleży krzyżem.
Modląc się głośno rzekną do wtóru,
Bez Kapelana nie ma munduru.
Tam gdzie stanęły w kniei kaplice,
Nie ma drzew suchych na okolicę.
Straż Leśna wkrótce z pracy wypadnie,
Gdyż święconego nikt tu nie kradnie.
Wokół panuje istna idylla
Cykl pracy znaczy Szefa homilia.
Leśne Zasady znikły na amen.
Obowiązuje Nowy Testament.
Ochronę Lasu, zręby, trzebieże
Oparł Kapelan na swojej wierze.
Nie ma już w borze żadnej dwurury.
Wyklętym bywa, jak huknie który.
Chudy drwal chodzi w porwanych kapciach,
Bo zamiast grosza, słyszy: " Bóg zapłać"
Nie ma list płacy, są zaś wykazy
Kto u spowiedzi był ile razy.
Zamiast majówek i grzybobrania,
Są tu jedynie same kazania.
Których las słucha i Gajus w borze,
Żyjąc z Naturą w super symbiozie.
Gdyby nie mundur była by nędza,
Nie miałby las dziś swojego księdza.
Władysław Dzięgała
Bal leśników.
Na balu leśników,
Bawi się dziś ,,Knieja”,
A sam Święty Hubert
Jest za wodzireja.
Żuraw gra na flecie,
A Muflon na rogu.
Daniel z Artemidą,
Tańczy taniec Bogów.
Na balu leśników,
Światło hula z cieniem.
Tańczy cała sala,
Par jest zatrzęsienie.
Jest gwarno, wesoło,
Wystrzałowo czasem,
Gdyż nie jeden tancerz,
Zaiskrzy obcasem.
Na balu leśników,
Hulanki, swawole,
A ten, kto nie tańczy
Używa przy stole.
Na toast biesiadny,
Nikt nie czeka długo,
Wypijmy za zdrowie
I na nóżkę drugą.
Nie jeden po balu,
Nagle stracił mowę.
Nogi miał jak z waty
I przyciężką głowę.
Dom na końcu świata,
A dróżki koślawe,
Wlókł się, więc do chaty,
Niczym sam postrzałek.
Władysław Dzięgała
Władysław Dzięgała
Dyrektorzy.
W swej historii ludzie borów,
Różnych mieli Dyrektorów.
Jeden miej a drugi więcej,
Brał finanse w swoje ręce.
I jak dzisiaj niesie fama,
Grosz był nawet za Adama.
Zaś waluta nie zbyt twarda,
Pokochała i Ryszarda.
Za Janusza Moi złoci,
Rósł nie tylko nam...Sękocin.
Patrząc w kasę Pan Bałazy,
Miał radosny wyraz twarzy.
Za Wielkiego zaś Konrada,
Konta w banku to szarada.
I choć brzmi to niczym kawał,
Nawet dolar padł na zawał.
Fundusz Leśny zadłużony.
Nie ma centa, Bank Ochrony.
A PAGED-u wszelkie spółki,
Odfrunęły jak jaskółki.
Przemysł Drzewny i wspólnicy,
Wolą drewno z zagranicy.
Bez żenady i zachwytu,
Tyłem stoją do cen zbytu.
Nadleśnictwo na tym ringu,
Zbiera ciosy marketingu.
A ten bije coraz mądrzej,
Przy pomocy stu zarządzeń.
I choć las resztkami goni,
Tak historia powie o nich:
- Że są dziełem epokowym,
Bez oleju i bez głowy.
Władysław Dzięgała
Usługowcy
Leśny biznes ZUL-em włóczy
Kapitalizm po manowcach...
Drwal w usługach z piłą kluczy,
Robiąc z siebie usługowca.
I tak rosną – co dzień nowe
Spisywane gdzieś na pniaku –
Firmy jednoosobowe,
Biznesmenów z haszcz i krzaków.
Jest nią wozak ze swym wozem.
Stary Ursus z PGR-ru...
Koń z orczykiem i powrozem..
Drwal z pilarką bez roweru.
W naszym kraju ZUL jedynie
Piłę, konia w firmę scalił.
Stworzył na tym ,,Biznes klinie,,
Feudalny kapitalizm.
Władysław Dzięgała
W Zimnej Wodzie
Stanął kościół tuż przy borze,
A w nim zrzuty i poroże.
Pan Bóg patrząc na świątynię,
Widział kości w niej jedynie.
I jak księża, co niektórym
Błogosławią ich dwurury.
Sam Archanioł przy niedzieli,
Gromem huknął, ogniem strzelił
I każdego, kto choć trochę
Pachniał farbą albo prochem.
Zmienił w zwierza po wsze czasy,
Dając wieniec dla okrasy.
Dziś te wieńce niespodzianie,
Zdobią portal, są na ścianie.
Od ołtarza do podwoi
Wiszą teraz sami swoi.
Patrzy Proboszcz: O Mój Boże!!!
Tu poroże, tam poroże.
Nic dziwnego, że od razu
Stał się łowcą przy ołtarzu.
Zapomniawszy o pacierzach,
Znawczo patrzył w oręż zwierza.
Widzi wieńce, lecz nie z boru.
Nie z głów byków, a sponsorów.
Najzacniejszy jest w koronie
Zdobi filar przy ambonie.
Ci z tartaków z lewa, prawa
Zaszczycili ściany w nawach.
Łowczy z jednym nadoczniakiem
Tuż nad drzwiami siadł okrakiem.
Zaś leśników wszelkie zrzuty,
W kandelabry skuły druty.
Podleśniczych grube tyki,
Służą do mszy za świeczniki.
W pełnej gali na mszy byłem
Lecz się w zwierza nie zmieniłem.
Gdyż nie mogłem być darczyńcą,
Wpierw nie będąc barbarzyńcą.
Zrzut położyć na tron Boga,
Mógłby tu jedynie rogacz.
Do rogacza ja nie strzelę,
Nie zawisnę w tym kościele,
Bo parafia to nie moja
I nie dla mnie ta ostoja.
Władysław Dzięgała
Zanim wejdą do Wspólnoty,
Czerpią wiedzę z myśli złotych.
Ich kopalnią bywa władza,
Której różny spec doradza.
Jeden chce mieć glebę czarną,
Więc na zrębie ściołę zgarnął.
Gna po pniakach pług i brony,
Przerzucając ziemi tony.
A zaś drugi, w każdy ostęp
Sadzi dęba. Gdzieś ma sosnę.
Gmatwa jemu nie źle szyki
Ten, czerwony z Ameryki
Trzeci wielbi własny slogan,
Zwłaszcza bzdury ekologa.
Brawo bije, w dłonie klaszcze
Gdy miast dębów rosły chaszcze.
Czwarty żąda - by poza tym -
Las, pierwotne nosił szaty.
Żadnych sosen. Bzy i głogi
I bezdroża, tam gdzie drogi.
Jest i piąty, która radzi
W małe gniazda drzewa sadzić.
Szósty, patrząc w bór przez lupę
Zauważył w nim biogrupę.
Jest też taki, co jest znany
Z wąskich zrębów. Krzywej ściany.
No i taki nie banalny
Od odnowień naturalnych.
Trudno będzie nam – niestety –
Scalić mądrość tą w konkrety.
Trzeba zrobić coś z tą tęczą,
Za nim inni nas wyręczą.
Władysław Dzięgała
Mapa siedliskowa.
Z runa, dołów od gleb biegli,
Sporządzili mapę siedlisk.
Zgodnie z super wytycznymi,
Ważnych znawców leśnych ziemi.
Bryłka gliny, morze piachu.
Las wykreśla, na niej Brachu.
Nic to, że przy gonnej sośnie,
Anemiczny dąbek rośnie.
Dąb z profilu gleby sądzi,
Że sztych gliny tutaj rządzi.
Stąd na mapie, bór mieszany
Jest na czarno malowany.
I dodaje na wpółżywy:
- Nie bądź znawco nadgorliwy.
Bryłka gliny nie da Raju,
Gdy brak wody i mróz w maju.
Mówić można tu o pechu.
Mapnik z mapą pękł ze śmiechu,
Kiedy przyszło im uwierzyć?
Że miast boru ma las świeży?
O puentę się pokuszę.
Śmiać się mogę. Sadzić muszę.
Piszę, aby z nas nie kpiono,
Czemu w piasek dąb sadzono?
Władysław Dzięgała
Jeleni los.
Jeleń wie, że jak świat, światem
Klan myśliwych był dlań katem.
Węszy za nim w lesie, borze,
Za grandlami. Za porożem.
Goni, tropi, psami szczuje.
Gdzie dokarmia, tam poluje.
Że ma wyżła, broń, nagankę,
Na zbiorowym wprost sielankę.
Lubi gonić, płoszyć, strzelać.
Lubi w mediach się wybielać.
Popisywać się dialektem.
W którym byka zwie selektem.
Nie zabija... redukuje,
Bo to szkodnik. Bo spałuje.
- Zjada korę? Bo jest głodny.
A polują? Bo dorodny.
Gdzie obrońcy? Gdzie zieloni?
Gdzie jest prawo, co ma chronić?
I tu sprawa się zamyka:
Zwierzę, człowiek, polityka.
Ustalono, gdzieś w sośninie:
„Las ma rosnąć. Jeleń zginie”.
Byków nie ma. Rośnij borze.
Po nich tylko jest... poroże.
A poroże choć jest czyjeś
Nie spałuje, bo nie żyje.
P. S.
Hej jeleniu! Puść las z dymem!
Zbierz zwierzęta. Zrób zadymę !
Z dzikiem, łosiem zostań w zmowie.
Żyj jak ludzie! Żyj jak człowiek!
Stań się twardy, nieżyczliwy
I zapoluj na... myśliwych.
Gdyż inaczej ich nie zmienisz.
Strzelać będą do jeleni.
Władysław Dzięgała
Mundur
Od pra pra dziejów prawda to znana,
Że każdy mundur ma kapelana.
Nic w tym dziwnego, że nasz leśnika
Będzie miał wkrótce swego kleryka.
Kiedy przywdzieje Ksiądz koloratkę.
Czart się nie wypnie na lasy zadkiem.
Gdyż zakróluje modlitwa w borze,
Będzie cudownie niczym w klasztorze.
Kapelan borów na leśnej drodze,
Słowem zaszczepi wiarę przyrodzie.
Zacznie się modlić Tycz i Borecznik.
Przed świerkiem klęknie Kornik niegrzeczny.
Sarna z Jeleniem kory nie zgryzie,
Gdy przed sośniną poleży krzyżem.
Modląc się głośno rzekną do wtóru,
Bez Kapelana nie ma munduru.
Tam gdzie stanęły w kniei kaplice,
Nie ma drzew suchych na okolicę.
Straż Leśna wkrótce z pracy wypadnie,
Gdyż święconego nikt tu nie kradnie.
Wokół panuje istna idylla
Cykl pracy znaczy Szefa homilia.
Leśne Zasady znikły na amen.
Obowiązuje Nowy Testament.
Ochronę Lasu, zręby, trzebieże
Oparł Kapelan na swojej wierze.
Nie ma już w borze żadnej dwurury.
Wyklętym bywa, jak huknie który.
Chudy drwal chodzi w porwanych kapciach,
Bo zamiast grosza, słyszy: " Bóg zapłać"
Nie ma list płacy, są zaś wykazy
Kto u spowiedzi był ile razy.
Zamiast majówek i grzybobrania,
Są tu jedynie same kazania.
Których las słucha i Gajus w borze,
Żyjąc z Naturą w super symbiozie.
Gdyby nie mundur była by nędza,
Nie miałby las dziś swojego księdza.
Władysław Dzięgała
Bal leśników.
Na balu leśników,
Bawi się dziś ,,Knieja”,
A sam Święty Hubert
Jest za wodzireja.
Żuraw gra na flecie,
A Muflon na rogu.
Daniel z Artemidą,
Tańczy taniec Bogów.
Na balu leśników,
Światło hula z cieniem.
Tańczy cała sala,
Par jest zatrzęsienie.
Jest gwarno, wesoło,
Wystrzałowo czasem,
Gdyż nie jeden tancerz,
Zaiskrzy obcasem.
Na balu leśników,
Hulanki, swawole,
A ten, kto nie tańczy
Używa przy stole.
Na toast biesiadny,
Nikt nie czeka długo,
Wypijmy za zdrowie
I na nóżkę drugą.
Nie jeden po balu,
Nagle stracił mowę.
Nogi miał jak z waty
I przyciężką głowę.
Dom na końcu świata,
A dróżki koślawe,
Wlókł się, więc do chaty,
Niczym sam postrzałek.
Władysław Dzięgała
Marketing
Jeszcze nie tak
dawno,
Las drewno swe
zbywał,
A słowa
marketing,
Nikt tu nie
używał.
Tykała równiutko,
Handlowa sprężyna.
Miał pieniądze w
kasie
Ten, co drzewa
ścinał.
Dzisiaj jest
inaczej,
Grosz zarządza
lasem.
Pracujemy
wówczas,
Kiedy mamy kasę.
A że kasa kupca,
Pełna ambarasu,
Więc nie zawsze
płaci
Za to, co wziął
z lasu.
Stworzyć w kraju
handel,
Z dominacją
krachu,
Mógł jedynie
znawca
Złodziejskiego fachu.
Cwaniak wygra
przetarg.
Ogłosi upadek.
No i zamiast
kasy,
Pokazuje zadek.
Znów ktoś orżnął
lasy,
Na pieniądze
wielkie.
Wystawił do
wiatru
I nabił w
butelkę.
Papierowy
pieniądz,
To puste
miliony.
I na nic tu
sądy,
Kiedy nie ma
strony.
Gdyż wczorajszy
dłużnik,
Dzisiaj zwie się spółką.
Brać bierze, nie płaci
I tak, co dzień
w kółko.
A kiedy upadnie,
To zakłada nową.
Prowadząc
marketing
Prawie, że
wzorowo.
Kto nam mógł podrzucić,
To kukułcze jajo?
Że tak dziś
tańczymy,
Jak inni zagrają.
Takie
handlowanie,
Nie jest już
zabawą.
Wróćmy, więc do
zbytu
Albo zmieńmy
prawo.
Władysław Dzięgała
Dyrektorzy.
W swej historii ludzie borów,
Różnych mieli Dyrektorów.
Jeden miej a drugi więcej,
Brał finanse w swoje ręce.
I jak dzisiaj niesie fama,
Grosz był nawet za Adama.
Zaś waluta nie zbyt twarda,
Pokochała i Ryszarda.
Za Janusza Moi złoci,
Rósł nie tylko nam...Sękocin.
Patrząc w kasę Pan Bałazy,
Miał radosny wyraz twarzy.
Za Wielkiego zaś Konrada,
Konta w banku to szarada.
I choć brzmi to niczym kawał,
Nawet dolar padł na zawał.
Fundusz Leśny zadłużony.
Nie ma centa, Bank Ochrony.
A PAGED-u wszelkie spółki,
Odfrunęły jak jaskółki.
Przemysł Drzewny i wspólnicy,
Wolą drewno z zagranicy.
Bez żenady i zachwytu,
Tyłem stoją do cen zbytu.
Nadleśnictwo na tym ringu,
Zbiera ciosy marketingu.
A ten bije coraz mądrzej,
Przy pomocy stu zarządzeń.
I choć las resztkami goni,
Tak historia powie o nich:
- Że są dziełem epokowym,
Bez oleju i bez głowy.
Władysław Dzięgała
Kosztowne
nawyki
Co za kaduk w naszym prawie,
Podpalaczy trzyma stronę
I pozwala ogniem w trawie
Niszczyć
lasy z ekotonem.
Wiosną, latem i jesienią
Płoną
łąki i ścierniska.
Lasy
grosz pełną kieszenią
Wydają na
te igrzyska.
Dromadery
wody tony
Leją,
leją prosto z nieba.
Nadleśnictwa zaś miliony
Płacą za
to bo tak trzeba.
I zamyka nam się koło.
Leśnik
gasi, chłop podpala
Bo na
takie wariatkowo
Nasze
prawo wciąż zezwala.
A do Wspólnej Europy
( choćby
nawet dla zabawy )
Nikt nie
wpuści Was dziś chłopy
Z tym
płonącym wiechciem trawy.
Władysław Dzięgała
Leśny biznes ZUL-em włóczy
Kapitalizm po manowcach...
Drwal w usługach z piłą kluczy,
Robiąc z siebie usługowca.
I tak rosną – co dzień nowe
Spisywane gdzieś na pniaku –
Firmy jednoosobowe,
Biznesmenów z haszcz i krzaków.
Jest nią wozak ze swym wozem.
Stary Ursus z PGR-ru...
Koń z orczykiem i powrozem..
Drwal z pilarką bez roweru.
W naszym kraju ZUL jedynie
Piłę, konia w firmę scalił.
Stworzył na tym ,,Biznes klinie,,
Feudalny kapitalizm.
Władysław Dzięgała
W Zimnej Wodzie
Stanął kościół tuż przy borze,
A w nim zrzuty i poroże.
Pan Bóg patrząc na świątynię,
Widział kości w niej jedynie.
I jak księża, co niektórym
Błogosławią ich dwurury.
Sam Archanioł przy niedzieli,
Gromem huknął, ogniem strzelił
I każdego, kto choć trochę
Pachniał farbą albo prochem.
Zmienił w zwierza po wsze czasy,
Dając wieniec dla okrasy.
Dziś te wieńce niespodzianie,
Zdobią portal, są na ścianie.
Od ołtarza do podwoi
Wiszą teraz sami swoi.
Patrzy Proboszcz: O Mój Boże!!!
Tu poroże, tam poroże.
Nic dziwnego, że od razu
Stał się łowcą przy ołtarzu.
Zapomniawszy o pacierzach,
Znawczo patrzył w oręż zwierza.
Widzi wieńce, lecz nie z boru.
Nie z głów byków, a sponsorów.
Najzacniejszy jest w koronie
Zdobi filar przy ambonie.
Ci z tartaków z lewa, prawa
Zaszczycili ściany w nawach.
Łowczy z jednym nadoczniakiem
Tuż nad drzwiami siadł okrakiem.
Zaś leśników wszelkie zrzuty,
W kandelabry skuły druty.
Podleśniczych grube tyki,
Służą do mszy za świeczniki.
W pełnej gali na mszy byłem
Lecz się w zwierza nie zmieniłem.
Gdyż nie mogłem być darczyńcą,
Wpierw nie będąc barbarzyńcą.
Zrzut położyć na tron Boga,
Mógłby tu jedynie rogacz.
Do rogacza ja nie strzelę,
Nie zawisnę w tym kościele,
Bo parafia to nie moja
I nie dla mnie ta ostoja.
Władysław Dzięgała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz