Szept natury - Zbiór wierszy - Władysław Dzięgała
Król
Co zrobi łopian
Co myśli kwiatek
Co mówi trawa
Co duma sosna
Dziwi się, głowi
Władysław Dzięgała
Krzyżodziób
Czasem lubię fruwać
Kocham wszystkie drzewa
Kiedy go tam trzymam
Jak się trafi ziarnko
Jestem pięknym ptakiem,
Lecz gdy dziób zamykam
Na piórach nic nie mam,
Aby była jasność
Ciekawość
Eko ogród
Już od świtu słychać co dzień
Pogaduszki w tym ogrodzie.
Pierwsza mówić rozpoczyna
Przeogromna, gruba dynia.
Ma pretensję do lebiody
O brak miejsca, niewygody,
Że z bielicą i komosą,
Jak przekupy się panoszą.
Oburzony stoi koper,
Łopian nad nim zrobił szopę
Więc powiada tak do niego:
- Zabierz ze mnie dach - kolego?
A ten głupio oczy wlepia
I o wszystko się przyczepia.
A fasola, Jaś fasola
Z tyczki woła: - Hola! - Hola!
Do powoju rzekł naprędce:
- Zejdź z niej szybko, bo nie ręczę..!
- Zrób porządną, większą, własną,
- Na tej mojej jest za ciasno.
Chwasty, trawy, dzikie ziele
Wolą mówić, nie za wiele.
I czekają, co też człowiek
Na te skargi im odpowie.
Źle się czuje i kabaczek,
Jak coś mówi zaraz płacze?
Ma on żywot nie ciekawy,
Towarzystwo, perz i trawy.
- Spójrzcie tutaj? Proszę! Proszę!
- Tej ciasnoty ja nie znoszę!
- I nie mogę (mówię szczerze)
Całe życie walczyć z perzem?
Marchew, rzodkiew i pietruszka
Pną się w górę na paluszkach,
I błagają razem z grochem:
- Opiel człeku nas, choć trochę?
- Z korzeniami wyrwij rdesty,
Bo zagłuszą nas do reszty!
Por i seler błaga, prosi:
- Może ktoś to zielsko skosi?
Chwasty, trawy dzikie ziele
Wolą mówić, nie za wiele
I czekają, co też człowiek
Na te skargi im odpowie.
Mówić zaczął i gospodarz:
- Ogród Eko, trend i moda.
Ekologia i natura.
- Co to znaczy?
– Wie to która?
- Co? Milczycie?
- Racja! Racja!
- To jest wolność!
- Demokracja!
- Tu ma każdy równe prawa:
Chwast.
Warzywo.
Perz i trawa.
I to jeszcze wam dopowiem:
- Eko Ogród - samo zdrowie!
- Tu się genów nie podmienia.
- Nie ma prawa wejść tu chemia.
- Tu przyroda sadzi, zbiera.
- Na Naturę nikt nie gdera.
- Teraz spokój!
- Cisza!
- Basta!
- Eko - znaczy
ogród
w chwastach!
Władysław Dzięgała
Król
Co robi gałąź
Gdy ją się łamie?
Zaciska zęby?
Milczy jak kamień?
Co zrobi łopian
Jak go się niszczy?
Płacze? Narzeka?
Czy może piszczy?
Co myśli kwiatek
Kiedy go zrywasz?
Czy mdleje z bólu?
Czy stres przeżywa?
Co mówi trawa
Kiedy ją kosisz?
Błaga o łaskę?
O litość prosi?
Co duma sosna
Kiedy ją ścinasz?
Woła o pomstę?
Czy los przeklina?
Przyroda żyje,
Czuje i dyszy.
Błaga człowieka.
Człowiek nie słyszy.
Dziwi się, głowi
Nękana bólem:
- Dlaczego głuchy
Jest świata królem?
Władysław Dzięgała
Krzyżodziób
Abyś mnie zrozumiał
Nazwę swą przybliżę,
Nie mam nigdzie krzyża
I nie leżę krzyżem.
Czasem lubię fruwać
Mam piórka na licach
I dziób przeuroczy
Jak morska kotwica.
Kocham wszystkie drzewa
Zwłaszcza te z szyszkami,
Pod które z rozkoszą
Wciskam dziób czasami.
Kiedy go tam trzymam
Dzieje się rzecz prosta,
Dziób rozchyla łuski
Niczym pąki wiosna.
Jak się trafi ziarnko
Zwłaszcza oskrzydlone,
Z radości zamacham
Nie tylko ogonem.
Jestem pięknym ptakiem,
Lotów nie zaniżam,
W strudze się przeglądam,
I nie widzę krzyża.
Lecz gdy dziób zamykam
Myśl się taka rodzi,
Że gdzieś góra z dołem
Na siebie zachodzi.
Na piórach nic nie mam,
Kolor to ozdoba,
I nie wiem, co czyni
Ze mnie Krzyżodzioba.
Aby była jasność
Nazwa mnie obraża,
Dzioba nie krzyżuję
Tylko nim podważam.
Tylko nim podważam.
Władysław Dzięgała
Ciekawość
O czym
szumią drzewa
Dowiedzieć się muszę
Niezdrowa ciekawość
Trapi moją duszę.
Nie wiem co mi szeptał
Listek
patrząc w oczy,
Czy prosił
o radę?
Czy wzywał pomocy?
O czym szumią drzewa
Pewnie się nie dowiem.
Sosna to przemilczy,
A brzoza nie powie.
Dąb kiwając głową
Ze swych
wyżyn dumnie,
Dziwi się szalenie
Że nic nie rozumiem.
Może jednak warto
Od czasu do czasu
Nauczyć się mowy
Szumiącego lasu.
Władysław Dzięgała
Kolorowa jesień
Niczym oczka pawie,
Barwnym listkiem siada
Jak motyl na trawie.
Wozi się z zefirkiem
Na skrzydlakach klonu,
Po ogrodzie hula
Puka w okna domu.
Wicher liście goni,
I z drzew ciągle leci
Ja zamiatam, grabię
A przyroda śmieci.
Kolorowe liście
Krążą niczym stada
Nad moim podwórkiem,
Nad działką sąsiada.
Złote i czerwone
Przytulone razem,
Wożą się po niebie
Jak Amor Pegazem.
To, co wiatr rozdmuchał
Zgarniam po raz trzeci,
A z drzew jak leciało
Tak leci i leci.
Klony już są nagie,
Bezlistny jest krzaczek,
A dąb liście trzyma
Jak dziecko lizaczek.
Po raz wtóry dzisiaj
Głaszczę świat grabiami,
A olszyna szczodrze
Dokłada garściami.
Gdy pytam:
Dlaczego?
W liściach czuję powiew;
Może chcą powiedzieć:
- Ruch to samo zdrowie.
Ja myślałem grabiąc
Codziennie od rana,
Że ta Polska Jesień
Jest źle wychowana.
Jesień aurę pyta:
- Co jest tu przyczyną,
Że jakiś narwaniec
Walczy z mą pierzyną.
Jak przykryję liśćmi
Ziemię i korzenie,
Na złość, wbrew Naturze
Grabi Ten szaleniec.
Po co walczyć z liśćmi
I z grabiami szaleć,
- Czy nie lepiej będzie
Wspólny język znaleźć
- Brak jest zrozumienia
Nie -Mój Drogi - raczej:
- Człowiek i przyroda
Widzą świat inaczej.
.
Władysław Dzięgała
Ludzie Ja Was błagam,
To niesprawiedliwe,
Mówić „żuk” na to, co
Twardą ma pokrywę.
Dla mnie to obelga,
Czuję w pancerz kłucie,
Gdy na byle chrząszcza
Powiadają „żuczek”.
Przecież to nie prawda,
Wie to robak każdy,
Że wszystko co żyje
Ma dziś swoje nazwy.
Jeszcze raz Was proszę,
By moje nazwisko,
Szanowane było
Godnie ponad wszystko.
Straszliwe katusze
Przeżywa ma głowa
Kiedy niepotrzebnie
Używa się słowa,
Słowa, które ludzie
Nadali jedynie
Nad wszelką wątpliwość
Mnie i mej rodzinie.
Proszę Cię człowieku
Żuka ze mną skojarz
Będę szczerze wdzięczny
Zmartwiony
Żuk Gnojarz.
Władysław Dzięgała
Po korze płyną
Zranione drzewo
Łkają listeczki,
Dziką przyrodę
Cieszy się słońcem
Wtargnął znów człowiek
Wróciło wszystko
Przyroda patrzy,
Silna i krzepka,
Słońca grzebieniem
Zbójnicki taniec,
Bóg zamknął oczy,
Mrok trawił błękit,
Piorun o ziemię
Odprysła kora
Jak bosą stopą
Kret
- Co robi człowiek jak widzi kreta?
Myśli i duma, że coś jest nie tak.
Że to jest szkodnik, że kopie, ryje.
Przecież to ślepiec, bez oczu żyje.
Przez całe życie siedzi pod ziemią
I nie narzeka, że jest mu ciemno.
Nie ma laseczki, psa przewodnika.
Ochronnych barier i krawężnika.
Nie są mu straszne schody, zakręty,
Nie bywa w ZUS-ie, nie żąda renty.
Żyje samotnie, pracuje ciężko,
To, że nie widzi nie jest dlań klęską.
Drąży korytarz, ma własne drogi,
I bez zapłaty spulchnia odłogi.
Spokojny, cichy, czasem niemrawy,
Głód zaspokaja korzonkiem trawy.
- Jaki to szkodnik! - Czego zazdrościć?
Przecież to jarosz, co wiecznie pości.
Potulny milczek, nigdy nie szydzi.
Szczęśliwy wielce, ze nas nie widzi.
Władysław Dzięgała
Zimowy sen
Las do snu się kładąc,
Zmęczony i szary.
Pod deszczu prysznicem
Umył swe konary.
Zgubił resztkę liści.
Przebrał się na boku,
Do sypialni wkroczył
W jesiennym szlafroku.
I za nim odmówił
Modlitwę w pokorze.
Prześcieradłem śniegu
Przykrył twarde łoże.
Wtuliwszy twarz z drewna
W poduchę przepastną,
Pod kołderką puchu
Jak niemowlak zasnął.
Obudził się jednak
Wielce przerażony.
Diamenty dzwoniły
Jak kościelne dzwony.
Otworzywszy oczy
Wykrzyknął: - O rany!!!
Zamarzłem do rdzenia,
Jestem cały szklany?
Wierzył w to, że luty
Będzie snu nadzieją.
A ten go obudził
Wichrem i zawieją.
Już prawie zasypiał,
Gdy marcowe słońce
Zapukało ciepło
W niewyspany pączek.
Widząc to Natura
Odrzekła: - Mój Boże!
Dręczy tych bezsenność
Kto sypia na dworze.
Mimo szczerych chęci,
Wierzcie mi na słowo.
Nie potrafię lasom
Stworzyć dach nad głową.
Władysław Dzięgała
Człowiek i przyroda
Relaks
Po podwórku chodzi gołąb,
Ptak spokojny nie oszołom.
Choć nie grzebie swym pazurkiem
Boską radość ma pod piórkiem.
Ptak to leśny, zwie się Grzywacz
Nigdy przedtem tu nie bywał.
Incognito. Sam jak palec,
A się czuje jak bywalec.
Nic nie mówi, zamknął dziobek
I za nogą stawia nogę.
Bez pośpiechu. Bo i po co?
Skoro nogi wolno kroczą.
Ten gołąbek, niezłe ziółko
Od godziny chodzi w kółko.
Patrzy w niebo na obłoki
Równo kiwa się na boki.
Nie przystaje i nie grucha,
Nie przyśpiesza i nie słucha.
Jest beztroski, nicość w oku.
W sercu błogość, w główce spokój.
Czas nie pędzi, stres nie bryka,
Żal i gorycz jak cień znika.
Cisza, zieleń trakt wyściela
Taki spacer, to jest relaks.
Władysław Dzięgała
Po podwórku chodzi gołąb,
Ptak spokojny nie oszołom.
Choć nie grzebie swym pazurkiem
Boską radość ma pod piórkiem.
Ptak to leśny, zwie się Grzywacz
Nigdy przedtem tu nie bywał.
Incognito. Sam jak palec,
A się czuje jak bywalec.
Nic nie mówi, zamknął dziobek
I za nogą stawia nogę.
Bez pośpiechu. Bo i po co?
Skoro nogi wolno kroczą.
Ten gołąbek, niezłe ziółko
Od godziny chodzi w kółko.
Patrzy w niebo na obłoki
Równo kiwa się na boki.
Nie przystaje i nie grucha,
Nie przyśpiesza i nie słucha.
Jest beztroski, nicość w oku.
W sercu błogość, w główce spokój.
Czas nie pędzi, stres nie bryka,
Żal i gorycz jak cień znika.
Cisza, zieleń trakt wyściela
Taki spacer, to jest relaks.
Władysław Dzięgała
Kolorowa jesień
Niczym oczka pawie,
Barwnym listkiem siada
Jak motyl na trawie.
Wozi się z zefirkiem
Na skrzydlakach klonu,
Po ogrodzie hula
Puka w okna domu.
Wicher liście goni,
I z drzew ciągle leci
Ja zamiatam, grabię
A przyroda śmieci.
Kolorowe liście
Krążą niczym stada
Nad moim podwórkiem,
Nad działką sąsiada.
Złote i czerwone
Przytulone razem,
Wożą się po niebie
Jak Amor Pegazem.
To, co wiatr rozdmuchał
Zgarniam po raz trzeci,
A z drzew jak leciało
Tak leci i leci.
Klony już są nagie,
Bezlistny jest krzaczek,
A dąb liście trzyma
Jak dziecko lizaczek.
Po raz wtóry dzisiaj
Głaszczę świat grabiami,
A olszyna szczodrze
Dokłada garściami.
Gdy pytam:
Dlaczego?
W liściach czuję powiew;
Może chcą powiedzieć:
- Ruch to samo zdrowie.
Ja myślałem grabiąc
Codziennie od rana,
Że ta Polska Jesień
Jest źle wychowana.
Jesień aurę pyta:
- Co jest tu przyczyną,
Że jakiś narwaniec
Walczy z mą pierzyną.
Jak przykryję liśćmi
Ziemię i korzenie,
Na złość, wbrew Naturze
Grabi Ten szaleniec.
Po co walczyć z liśćmi
I z grabiami szaleć,
- Czy nie lepiej będzie
Wspólny język znaleźć
- Brak jest zrozumienia
Nie -Mój Drogi - raczej:
- Człowiek i przyroda
Widzą świat inaczej.
.
Władysław Dzięgała
List otwarty
Ludzie Ja Was błagam,
To niesprawiedliwe,
Mówić „żuk” na to, co
Twardą ma pokrywę.
Dla mnie to obelga,
Czuję w pancerz kłucie,
Gdy na byle chrząszcza
Powiadają „żuczek”.
Przecież to nie prawda,
Wie to robak każdy,
Że wszystko co żyje
Ma dziś swoje nazwy.
Jeszcze raz Was proszę,
By moje nazwisko,
Szanowane było
Godnie ponad wszystko.
Straszliwe katusze
Przeżywa ma głowa
Kiedy niepotrzebnie
Używa się słowa,
Słowa, które ludzie
Nadali jedynie
Nad wszelką wątpliwość
Mnie i mej rodzinie.
Proszę Cię człowieku
Żuka ze mną skojarz
Będę szczerze wdzięczny
Zmartwiony
Żuk Gnojarz.
Władysław Dzięgała
Etyka
Napotkał człowiek
Przyrodę dziką,
Złamał gałązkę
Skaleczył łyko.
Po korze płyną
Kropelki soku,
Drgające z bólu
Niczym łzy w oku.
Zranione drzewo
Stwórcy się żali
Że jest bezradne
Na czyn wandali
Łkają listeczki,
Gałąź łzy roni,
Człowiek harcuje,
A Bóg nie chroni.
Dziką przyrodę
Ogarnia trwoga:
- Czy roślin życie
To nie dar Boga?
Na wiosnę drzewo
Wraca z zaświatów,
Strzela pąkami
Liści i kwiatów.
Cieszy się słońcem
Barwą zieleni,
Oazą życia,
Wędrówką cieni.
Wtargnął znów człowiek
W przyrody łono
Walczy siekierą
Z drzewa koroną.
Wróciło wszystko
Jak sen z daleka,
Bezmyślność ludzi,
Harce człowieka.
Przyroda patrzy,
Na ręce katom
Cichutko szepcze:
- Co Stwórca na to?
Władysław Dzięgała
Potężna sosna
Potężna sosna
Kochała wzgórze,
Rosła tam sto lat
A może dłużej.
Silna i krzepka,
Prosta i zdrowa,
Wiecznie zielona
I bursztynowa.
Słońca grzebieniem
Czesała włosy,
Kąpała igły
W kropelkach rosy.
Pewnego ranka
Świat stał się szary,
Wiatr zrywał szyszki,
Łamał konary.
Zbójnicki taniec,
Tańczyła burza,
Na pól równinach
I leśnych wzgórzach.
Bóg zamknął oczy,
Wicher oszalał.
Światło błyskawic
Biło na alarm.
Mrok trawił błękit,
Los walczył z czasem,
Niebo przecinał
Ognisty laser.
Piorun o ziemię
Uderzył grzmotem
I trafił w serce
Złocistym grotem.
Odprysła kora
Z ogromnej sosny,
Zostało znamię
Iskry zazdrosnej.
Łkała przyroda
Cicho i skrycie,
Widząc jak z sosny
Odchodzi życie.
Jak bosą stopą
Schodzi ze wzgórza,
Tropem swojego
Anioła Stróża.
Władysław Dzięgała
Kret
- Co robi człowiek jak widzi kreta?
Myśli i duma, że coś jest nie tak.
Że to jest szkodnik, że kopie, ryje.
Przecież to ślepiec, bez oczu żyje.
Przez całe życie siedzi pod ziemią
I nie narzeka, że jest mu ciemno.
Nie ma laseczki, psa przewodnika.
Ochronnych barier i krawężnika.
Nie są mu straszne schody, zakręty,
Nie bywa w ZUS-ie, nie żąda renty.
Żyje samotnie, pracuje ciężko,
To, że nie widzi nie jest dlań klęską.
Drąży korytarz, ma własne drogi,
I bez zapłaty spulchnia odłogi.
Spokojny, cichy, czasem niemrawy,
Głód zaspokaja korzonkiem trawy.
- Jaki to szkodnik! - Czego zazdrościć?
Przecież to jarosz, co wiecznie pości.
Potulny milczek, nigdy nie szydzi.
Szczęśliwy wielce, ze nas nie widzi.
Władysław Dzięgała
Pomówienia
Kiedy górą leci sroka,
A błysk trafi do jej oka,
Zaraz sprawdza, co tak świeci
I do światła migiem leci.
Jest wręcz pewna, że to słońce
Jasne, złote i gorące.
Chce zobaczyć co się zdarzy,
Kiedy dziobnie parę razy.
Przez przezorność i ciekawość,
Pcha to cudo w lewo, prawo.
Dalej świeci więc bez słowa,
Nieść do gniazda jest gotowa.
Czeka, nie śpi późną nocą,
A światełka nie migocą.
Rano duma: - Coś jest nie tak?
- Ta błyskotka, to tandeta!
Ale znaleźć nie jest łatwo,
Coś takiego, co da światło?
Sto błyskotek gniazdo złocą,
A wciąż światła nie ma nocą.
- Za nic się nie mogę zdrzemnąć,
Kiedy gniazdko skrywa ciemność!
- Po omacku trudno kroczyć,
Kiedy płaczą dzieci w nocy!
- Nie wiem czemu wszyscy kraczą
Że złodziejka i ladaco!
- Moi drodzy - Fe! Nie ładnie!
Mówić o mnie: - Złoto kradnie!
I nie myślcie, że mam bzika,
Chcąc mieć światło bez licznika.
Władysław Dzięgała
Przycupnęły cicho
Wiatr pieści listowie,
Na gronach jarzębin
Lipa
Rosła przy drodze
Lipa wiekowa,
Radosna, żywa,
Miodna i zdrowa.
W lipcowy ranek
Dmuchnął wiatr nagle,
Z ogromną siłą
W zielone żagle.
Jej proste plecy
Wygięte łukiem.
Sięgając ziemi
Strzeliły z hukiem.
Klęczy w pokorze
Jak przed ołtarzem,
Z czołem przy ziemi
W przydrożnym jarze.
Zielone włosy,
Pachnące kwiaty,
Odchodzą cicho
Gdzieś hen w zaświaty.
Władysław Dzięgała
Teatr przyrody
Siedzą w równych rzędach
W teatrze przyrody,
Kruszyna z jałowcem,
Sosna i jagody.
Przycupnęły cicho
Pomiędzy drzewami
Mchy, wrzosy, widłaki
Miękkie jak aksamit.
Wiatr pieści listowie,
Tańczą cienie świateł.
Grab uwodzi brzozę.
Fiołek zmienia szatę.
Na gronach jarzębin
Lśnią rumieńce żywe.
Spłonione jak lico.
Jak dziewczę wstydliwe.
Władysław Dzięgała
Padalec
Na leśnej dróżce leży padalec,
Obły, okrągły, gruby jak palec.
Leży na dróżce opodal rzeczki,
Ktoś Go posiekał na kawałeczki.
Robił to pewnie z pasją, zawzięcie,
Zadając razy, ciosy i cięcie.
Zrobił to człowiek w południe, latem
Chciał być wyrocznią, sędzią i katem.
Zrobił to świadom i bez żenady,
Myśląc, że chroni świat od zagłady.
Spojrzał na zdobycz, z czynu był dumny,
Król tego świata, człowiek rozumny.
Puszył się chwilę poszukał kija
Mówi do synka: - Patrz leży żmija!
Synek popatrzył i odrzekł grzecznie:
- Tak znać przyrodę jest niebezpiecznie!
- Ludziom padalec ma być za wroga!
- To jest jaszczurka i to beznoga!
Władysław Dzięgała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz