Rośliny, zwierzęta i drzewa - Zbiór wierszy -Władysław Dzięgała
Sosna przez rok cały
A gdy wietrzyk dmucha
Zimę wprost uwielbia,
Jest urocza, miła
Przylaszczka
Uwielbia zabawę,
A są tak cudowne,
Śniegi zaś i mrozy
Sarna
Ubrana jest w suknię
Kozioł ma parostki,
Z trudem zgryza pączek,
Władysław Dzięgała
Miłorząb
Jest szarmancki, miły.
Z zrzuca go jesienią,
Pierwszy na przedwiośniu
Pasikonik
Patrzył na gwiazdy
W kropelce rosy
A kiedy fruwał
Władysław Dzięgała
Klon
Powiadają o nim,
Jesienią bez liści
Zima da mu szlafrok
W jodłach i świerczynach
Perełka, kruszyna,
Chorej, starej jodle,
Zmierz kolory gasi
W bezkresnych ciemnościach
Księżyc okiem mruga
Zajączek
Sosna
Sosna przez rok cały
(i w zimie i w lecie)
Chodzi na spacery
W brązowym żakiecie.
A gdy wietrzyk dmucha
Zamieci kurzawą,
Na zielonych włosach
Ma woalkę białą.
Jest wysportowana,
Rześka pełna życia,
Potrafi się wygiąć,
Niczym baletnica.
Zimę wprost uwielbia,
Gra w berka z płatkami.
W bardzo miękkim puchu,
Zatańczy czasami.
Nie sypia, lecz drzemie,
A gdy wiatr ją zbudzi,
To własną koroną,
Jego gniewy studzi.
Jest urocza, miła
Jak panna do wzięcia.
Bywa pierwszą Damą
Na leśnych przyjęciach.
Władysław Dzięgała
Przylaszczka
Ukochała w lesie,
Miejsca na parterze
I z rodziną całą
Utkała kobierzec.
Uwielbia zabawę,
Ma uśmiech radosny.
Jeśli się pojawia
Jest zwiastunem wiosny.
Zielona kokardka
I niebieskie lico.
Pobudzą, ożywią
I barwą zachwycą.
A są tak cudowne,
Że i szara gleba,
Zapożycza błękit
Od samego nieba.
Bardzo późnym latem
Nasionek bez liku,
Przynosi do kniei
W bezbarwnym koszyku.
Śniegi zaś i mrozy
Uważa za kpinę
Ubiera się w zieleń
Przez calutką zimę.
Władysław Dzięgała
Cudowne ma oczy,
Każda jedna sarna
I choć mieszka kniei
Jest bardzo figlarna.
Ubrana jest w suknię
Strojną jak na bale.
Ale, po co? Nie wiem?
Nosi z sobą talerz.
Przy tym jest tak zgrabna,
Aż jej zwierz zazdrości.
Mogłaby wystąpić
W konkursie piękności.
Kozioł ma parostki,
Koza piękne lica.
Jej figurą, nóżką,
Każdy się zachwyca.
Zimą śnieg głęboki
Oraz mrozy srogie,
Są zbyt groźne dla niej,
Może złamać nogę.
Z trudem zgryza pączek,
Odkopie porosty.
Śni się jej po nocach
Ciepły promyk wiosny.
Władysław Dzięgała
Miłorząb
Jest wspaniałym drzewem,
Chociaż jest reliktem
Na zimę swe szaty
A kiedy się zbudzi,
Które oczywiście
Utworzyło z igieł
Swoje piękne liście.
Chociaż jest reliktem
To natura w darze,
Ubrała koronę
W cudowne wachlarze.
Przywdziewa kimono
Z największą ochotą,
Latem zdobne w szmaragd,
A jesienią w złoto.
Na zimę swe szaty
Zrzuca tak po prostu.
W ciemnoszarej korze
Szykuje się do snu.
Śpi na gołej ziemi,
Ten dziwny azjata.
W snach ogląda słońce
I uroki lata.
A kiedy się zbudzi,
To bywa zazdrosny,
Że wstał bardzo późno
I nie widział wiosny.
Władysław Dzięgała
Dobrym jest pilotem,
Dziób ma ostry, długi,
A gdy przyjdzie zima
Zimorodek
Mieszka nad strumieniem,
Lubi czystą wodę.
Choć jest bardzo mały,
Tęczy ma urodę.
Dobrym jest pilotem,
Jeszcze lepszym nurkiem.
Nie nosi skafandra,
Chroni ciało piórkiem.
Wystarczy mu gałąź
Krzywa i garbata,
Żeby spędził na niej,
Pół życia na czatach.
Dziób ma ostry, długi,
A lot nader szybki.
Sprytnie łapie muszki,
Łowi w wodzie rybki.
Kopie w ziemi norkę,
Głęboką, jedyną.
Zakłada w niej gniazdo
I mieszka z rodziną.
A gdy przyjdzie zima
Z bardzo tęgim mrozem,
Żegna swoją rzeczkę
I leci za morze.
Władysław Dzięgała
Nie lubi ciekawskich
Szukając jedzenia,
Ludzie wilka tępią,
Biel śnieżnej pierzyny,
Szerokie ramiona,
Czeka na promienie
Lilia złotogłów
Wysmukła i zgrabna,
Uwielbia wręcz słońce,
Na zimę zasypia
Wilk
Natura od wieków,
Pcha go w stronę każdą.
W najdzikszych ostępach
Mości swoje gniazdo.
Nie lubi ciekawskich
I ma jedną wadę,
Bywa niebezpieczny
Gdy poluje stadem.
Mama jest waderą,
Tata zwie się basior.
Zaś małe wilczęta,
Są gniazda okrasą.
Szukając jedzenia,
Gna kilometrami.
Zjadłby, (gdy spotkał)
Konia z kopytami.
Bardzo śnieżna zima,
Wygna go z pieleszy.
Kiedy prószy z nieba,
On się bardzo cieszy.
Ludzie wilka tępią,
Psy strzegą podwórek.
I nie lubi wilka
Czerwony Kapturek.
Władysław Dzięgała
Świerk
Świerk sypia na dworze,
Bez pieca i domu.
Pod kołdrą ze śniegu,
W rękawiczkach szronu.
Biel śnieżnej pierzyny,
Rozjaśnia mu ciemność
I przykrywa stopy
Schowane pod ziemią.
Ma ogromną czapę,
Śnieżnobiały szalik
I z brązowych szyszek,
Na szyi medalik.
Szerokie ramiona,
Główkę bardzo małą.
Do ziemi pidżamę
Zieloną, wspaniałą.
Śpi przykryty puchem,
Niczym kopa siana.
Nie odczuwa mrozu,
Grzeje go sukmana.
Czeka na promienie
Gorącego słońca.
Zbudzi się do życia
Po paru miesiącach.
Władysław Dzięgała
Lilia złotogłów
Rośnie w sercu puszczy,
W towarzystwie sosen.
Zielonym kilimem
Pieści nogi bose.
Wysmukła i zgrabna,
Prościutka jak struna.
Urocza, prześliczna,
Najładniejsza z runa.
We włosach ma pąki
I cesarski diadem.
Kocha każdą zieleń,
Stroje i paradę.
Uwielbia wręcz słońce,
Często zmienia szatę.
Szmaragdowa wiosną,
Złotogłowa latem.
Późną zaś jesienią,
Gdy wiatr liście zamiata
Znikają pod miotłą,
Piękne stroje lata.
Na zimę zasypia
Głęboko i zdrowo.
Troskliwie przykryta
Bardzo grubą ściołą.
Władysław Dzięgała
Modrzew
Ma barwy ze złota,
Aż po same końce.
Kocha wielką przestrzeń
I ciepło i słońce.
Jest szarmancki, miły.
Uwielbia wręcz ciszę.
Nosi w ręku róże
Z nie otwartych szyszek.
Kontusz z miękkich igieł,
Ma, co roku nowy.
Jest tak delikatny,
Że aż atłasowy.
Z zrzuca go jesienią,
Bardzo późną porą.
Do snu się szykuje
Otulony korą.
A kiedy szadź rano,
Mgły przepędza z gniazda,
Wygląda jak z bajki,
Błyszczy niczym gwiazda.
Pierwszy na przedwiośniu
Wita się ze słonkiem
I na wiwat strzela
Najprawdziwszym pąkiem.
Władysław Dzięgała
Pasikonik
Sierpniową nocą
W srebrze księżyca,
Zielony konik
Po trawie kicał.
Patrzył na gwiazdy
Jak złotem świecą
I jak łzy z nieba
Na ziemię lecą.
W kropelce rosy
Przemywał oczy,
I niczym kosiarz
Na łąkę kroczył.
A kiedy fruwał
To ciął skrzydłami,
Zieloną trawę
Jak nożycami.
Klon
Klon, ma zamiast liści
Na gałązkach dłonie.
Na wiosnę w zieleni
Niczym w morzu tonie.
Powiadają o nim,
Że to miły dziwak,
Bo kogo zobaczy
Wdzięcznie rączką kiwa.
Ubiera garnitur
Ładny, dwurzędowy.
Zielony lub żółty
Nieraz purpurowy.
Jesienią bez liści
Na świat smutno zerka,
Bo korę ma cienką
Niczym licha derka.
A kiedy zasypia,
To zachrapie nie raz,
Zwłaszcza, jeśli mrozek
Zacznie mu doskwierać.
Zima da mu szlafrok
Puszysty jak wata.
Jako jeden z pierwszych
Wita wiosnę w kwiatach.
Władysław Dzięgała
Mysikrólik
Nie jest to krzyżówka
Myszki i królika,
Lecz prawdziwy ptaszek,
Co w koronach znika.
W jodłach i świerczynach
Gniazdo swe zakłada.
Na obiad owady
Najchętniej zajada.
Ubranko ma szare,
A dziobek jak szpilka
Skrzydełka – mój Boże –
Niczym u motylka
Perełka, kruszyna,
Dziwaczny maluszek.
Czarodziejska kula,
Przyodziana w puszek.
W bardzo śnieżną zimę,
Pogada ze świerkiem.
Zmarzniętej gałązce,
Poprawi kołderkę.
Chorej, starej jodle,
Zaglądnie pod korę.
Na spacer zaprosi
Gila i sikorę.
Władysław Dzięgała
Na ogromnym kole
Wysiaduje młode.
Nie boi się ludzi.
A kiedy się zmęczy
Bocian
Leci mil tysiące
Co roku od nowa,
Po to, by na słupie
Domek swój zbudować.
Na ogromnym kole
Tka z gałęzi gniazdo,
Które będzie służyć
Na okazję każdą.
Wysiaduje młode.
Czasem w górę leci.
Nikt już dziś nie wierzy,
Że przynosi dzieci.
Nie boi się ludzi.
Żabę złowi nie raz.
Czasem zaklekocze.
Na łące poszpera.
A kiedy się zmęczy
To podnosi nogę,
Robi taką stójkę
Jakby ćwiczył jogę.
Władysław Dzięgała
Źdźbła, kłosy, słońce.
Złotych zbóż łany.
Chabry kwitnące
I roześmiane.
Bławatku z odcieniem,
Modro błękitnym.
Pszenicznym tchnieniem,
W zbożu rozkwitły.
Kwiecie pól lata.
Niebiesko głowy.
Niebem się wplatasz,
W rośliny płowe.
Jakiż Ty polski
Kwiecisty bratku.
Bliski i swojski
Modry bławatku.
Bławatek
Źdźbła, kłosy, słońce.
Złotych zbóż łany.
Chabry kwitnące
I roześmiane.
Bławatku z odcieniem,
Modro błękitnym.
Pszenicznym tchnieniem,
W zbożu rozkwitły.
Kwiecie pól lata.
Niebiesko głowy.
Niebem się wplatasz,
W rośliny płowe.
Jakiż Ty polski
Kwiecisty bratku.
Bliski i swojski
Modry bławatku.
Władysław Dzięgała
Las nocą
W zachodzącym słońcu
Światło półmrok goni
Ptaki spać się kładą
Cisza w uszach dzwoni.
Zmierz kolory gasi
I zapala gwiazdy,
Aby mógł się wyspać
W kniei prawie każdy.
W bezkresnych ciemnościach
Cicho lata sowa
Niczym jakiś duszek
Na dziwacznych łowach.
Księżyc okiem mruga
Mgła otula drzewa
Chrapie stara sosna
Żuk pod listkiem ziewa.
Władysław Dzięgała
Fiołek
Któremu dla listków,
Uwielbia sąsiadów
Nie raz późną zimą,
Ma we włosach kwiaty,
A jak z nieba zacznie
Wstaje, gdy na wiosnę
Fiołek
Upodobał sobie,
Góry i równiny.
Wiosna o nim mówi,
Że bywa jedynym
Któremu dla listków,
Serca kształt użyczą,
A niebo błękitem
Przyozdobi lico.
Jest wiecznie zielony
I grudniem i majem,
A kiedy zakwita
Zapachy rozdaje.
Uwielbia sąsiadów
I czuje się bosko.
Kłania się zawilcom,
Poziomkom i groszkom.
Gdy się zbliża jesień
Jest na tyle krzepki.
Aby swe nasiona
Wysiać wprost z torebki.
Nie raz późną zimą,
Gdy mróz szczypnie w nosek,
Chowa pod kołderkę
Swoje nogi bose.
Władysław Dzięgała
Lipa
Jest jak dziewczę młode,
Wiecznie zakochana.
Urocza, powabna
I adorowana.
Ma we włosach kwiaty,
Delikatne rączki
I cudownie pachnie
Aż po same pączki.
Ubrana jest w suknię,
Co ma parę wcieleń
Od barwnych pasteli
Po cienistą zieleń.
A jak z nieba zacznie
Prószyć miękkim śniegiem,
Okrywa gałązki
Srebrnobiałym pledem.
Zasypia jesienią
Snem nadzwyczaj zdrowym.
Nie zbudzi ją wicher,
Ni mrozu okowy.
Wstaje, gdy na wiosnę
Ciepło słońce świeci.
Kochają ją pszczoły
I wielbią poeci.
Dzięgała Władysław
Zajączek
Mieszka na polach,
Niekiedy w lasach.
Lubi samotnie
W zbożu pohasać.
Jak bywa głodny
Wolniutko kica,
Do swojej mamy
Po napój życia.
Ludzie nań mówią
Po prostu szarak,
Co lubi grzebać
W przyrody darach.
W soczystych trawach,
Mchach, koniczynach.
W słodkich marchewkach
I oziminach.
Biega jak sprinter
Po swym rewirze,
Kiedy przystaje
Uszami strzyże.
W czapce niewidce
Lubi się chować,
W skibach, redlinach,
Dzikich parowach.
Strzyc młode trawy
Cicho nocami,
Z pasikonikiem
I cykadami.
Opuszcza chętnie
Knieje i krzaki,
Kocha sawannę,
Rdesty i maki.
Barwne ugory,
Strzygły, skowronki,
Pszeniczne pola
I ciepłe łąki.
Zajączek bywa
Strasznym dziwakiem,
Kiedy w kotlince
Sypia pod krzakiem.
Nikt nie wie czemu
I w dzień i w nocy,
Zamiast zamykać
Otwiera oczy?
Władysław Dzięgała
Mak polny
Maku śródpolny,
Czerwono krwisty.
Nieco swawolny,
Wielce ognisty.
Zbożowa różo,
W złotych warkoczach.
Z rumianą buzią.
Z płomieniem w oczach.
Jakiż ty swojski,
Kwiecie spłoniony.
Bliski i polski
Maku czerwony.
Władysław Dzięgała
Przywdziewa spódnicę,
A kiedy zasypia
A kiedy zakwitną
I choć z niego piękniś
A to dzięki temu,
Śpi na gołej ziemi,
Promienna, radosna
Z mlecznobiałym licem
Złożyła swe płatki
Szadź
Luty, śpiącym gajom
Stoją srebrne drzewa
Zima lasom, borom
Władysław Dzięgała
Jaskółka
Choć bezwizowo
Zanim zbuduje
Na drucie siada
Gdzie się pojawi
Na klonach woła
Za dom swój wybrał
Wiatr gra na lirze,
Ostrzy pazurki
Całuje pąki,
Czasem z wiewiórką
Kiedy zasypia
Maleńki żuraw
Jaszczurkę zwinkę
Bawił się w berka
Z siostrzyczką szukał
Goniąc motylka
Jesienią żuraw
Mak polny
Maku śródpolny,
Czerwono krwisty.
Nieco swawolny,
Wielce ognisty.
Zbożowa różo,
W złotych warkoczach.
Z rumianą buzią.
Z płomieniem w oczach.
Jakiż ty swojski,
Kwiecie spłoniony.
Bliski i polski
Maku czerwony.
Władysław Dzięgała
Jodła
Jodła to góralka
Uczynna, troskliwa.
Kocha swoje zbocze.
Na niżu nie bywa.
Przywdziewa spódnicę,
Zieloną bluzeczkę.
W dłoni trzyma szyszkę
Prościutko jak świeczkę.
Zimą w zaspie śniegu
Stoi aż do pasa.
Lawinę zatrzyma,
A z halnym pohasa.
A kiedy zasypia
Nie raz się podnieca,
Zwłaszcza gdy ją niedźwiedź
Poskrobie po plecach.
Sen ma przerywany,
Sypia nie najlepiej.
Budzą ją narciarze
I ciekawskie cepry.
A kiedy zakwitną
Krokusy na halach,
To słoneczko jodle
Z łoża wstać pozwala.
Władysław Dzięgała
Łoś
Łoś łopaty nosi,
Nie zawsze jak człowiek.
Nie trzyma je w ręku,
Lecz dźwiga na głowie.
I choć z niego piękniś
Bywa prawie żaden,
Jest władcą torfowisk,
Bagien i mokradeł.
Zna najdziksze miejsca,
Stąpa bardzo cicho.
Wie jako jedyny,
Gdzie śpi Leśne Licho.
A to dzięki temu,
Że ma stopy takie,
Które bym porównał
Jedynie z kajakiem.
Lubi mróz i zimę,
Puchowe kobierce.
Natomiast mokradła
Kocha całym sercem.
Śpi na gołej ziemi,
Na trawie, pod krzakiem
I jest pośród zwierząt
Największym dziwakiem.
Władysław Dzięgała
Śnieżyczka
Śnieżyczka przebiśnieg
W śniegu po kolana,
Wdziękiem i urodą
Kusi świat od rana.
Promienna, radosna
W śnieżnobiałych szatach,
Przeuroczym listkiem
Resztki zimy zmiata.
Z mlecznobiałym licem
W bielutkim welonie,
Lśni na burym śniegu
Jak klejnot w koronie.
Złożyła swe płatki
Niczym skrzydła Anioł,
Wypatrując wiosny
W zaspach czeka na nią.
Władysław Dzięgała
Jej wiosenna zieleń,
Kołdra na jej łóżku
Nawet sroga zima
Na uszach pędzelki
Pierwotną naturę
Na puchowym śniegu
Brzoza
Piękne ma warkocze,
Stroi się w jedwabie
I zwiewne tuniki,
Muślinowe prawie.
Jej wiosenna zieleń,
Tysiąc ma odcieni,
Którą w żółć zamienią
Malarze jesieni.
Wicher ukołysze
Śnieg puchem przykryje,
Otuli konary
Po samiutką szyję.
Kołdra na jej łóżku
Ma sto parę ściegów,
Szytych białą nitką
I kory i śniegu.
Sypia nader czujnie
I pierwsza się budzi.
O nadejściu wiosny
Powiadamia ludzi.
Nawet sroga zima
Jest pod jej urokiem,
Nie ma jeszcze wiosny,
A ta tryska sokiem.
Władysław Dzięgała
Ryś
Ostoję ma taką,
Że wprost nie do wiary.
Przepastny las dziki,
Dziuplasty i stary.
Na uszach pędzelki
Chociaż nie maluje
I zostawia zapach,
Którego nie czujesz.
Puszcza i rezerwat.
Starodrzewia cienie.
To jego tęsknota
I jego marzenie.
Pierwotną naturę
Uwielbia i ceni.
Wie, że tylko ona
Da mu raj na ziemi.
Samotnik do bólu
I miłośnik ciszy.
Wzrok miewa sokoli,
Doskonale słyszy.
Na puchowym śniegu
Zostawia ślad stopy.
O tym, że tu bywał
Mówią tylko tropy.
Władysław Dzięgała
Szadź
Stanął świat w pół kroku.
Nogi mu zadrżały.
Mróz przyrodę żywą
Zakuł dziś w kryształy.
Luty, śpiącym gajom
Tam, gdzie miały liście,
Pozawieszał świtem
Girlandy i kiście.
Stoją srebrne drzewa
W roziskrzonych szatach.
W diamentowych koliach.
W brylantowych kwiatach.
Zima lasom, borom
Szklany dywan ścieli.
Tu i noc jest szklana
W tym królestwie bieli.
Jaskółka
Lata wysoko.
Jest niedościgła.
Czarna i biała.
Chybka i śmigła.
Choć bezwizowo
Odwiedza kraje,
Najdłużej jednak
U nas zostaje.
Zanim zbuduje
Gniazdko na ścianie,
Wpierw łapie muszki
I je śniadanie.
Na drucie siada
Coś tam szczebiocze,
Kreśli na niebie
Kółeczka w locie.
Gdzie się pojawi
Tam zima znika,
Zakwita kwiatek
I pszczółka bzyka.
Na klonach woła
Szpaczek zazdrosny:
„Jedna jaskółka
nie czyni wiosny”.
nie czyni wiosny”.
Władysław Dzięgała
Żbik
W dzikich ostępach,
Chaszczach, pokrzywach,
Maleńki kotek
Z mamą się skrywa.
Za dom swój wybrał
Puszczę dziewiczą,
Gdzie Strzyga z Elfem
Ścieżki swe tyczą.
Wiatr gra na lirze,
Kos dumki śpiewa,
Mech pnie porasta,
Czas wiecznie ziewa.
W ciszy, spokoju
Kociątko żbika,
Skacze, figluje,
Koziołki fika.
Ostrzy pazurki
Drapiąc nieznośnie,
Cieniutką korę
Na młodej sośnie.
Całuje pąki,
Pędzi za pszczółką,
Za swym ogonkiem
Kręci się w kółko.
Biega za myszką,
Uwielbia psoty,
Do gniazd zagląda
Jak wszystkie koty.
Czasem z wiewiórką
Gania po świerkach
I z czubka drzewa
Na ziemię zerka.
Gdy noc nastaje
Skrada się cicho,
Tam gdzie śpi Nimfa
I Leśne Licho.
Kiedy zasypia
Lubi się kulić,
Łasić, przymilać,
Do mamy tulić.
Władysław Dzięgała
Trop nadziei
Zaś śniegowe płatki
Przemarznięte zwierzę
Wydeptana ścieżka
Gdy świt go budził
Rozmawiał z żabką
Słuchał jak nocą
Tylko trzcinniczek
Wystarczy mu kora,
Na głowie ma wieniec,
I choć na przedwiośniu
Grzyby
Nie opodal wśród krzewinek
Widłak igłom przywdział kożuch.
Tam gdzie jeżyn drapią kolce
Zaś w sośninie gąski bure
Gdzie się łąka styka z gajem
Na ugorze tuż pod lasem
Codziennie rano
Nosiła muszki
Trop nadziei
W samym środku zimy
Las jest w puchu cały,
A dróżki i ścieżki
Skrywa dywan biały.
Zaś śniegowe płatki
Z gwiazdkami pospołu,
Tworzą tory przeszkód
Pełne zasp i dołów.
Przemarznięte zwierzę
Z trudem i mozołem,
Znajduje źdźbło trawy
Pod tym białym stołem.
Wydeptana ścieżka
Jest tropem nadziei.
Jest świadectwem życia.
Jest arterią kniei.
Władysław Dzięgała
Dąb
Ubrany jest ciepło
Władcą jest wspaniałym,
Rośnie wówczas bujnie,
Dąb
Dąb, to Cesarz kniei,
Borów i przyrody.
Dostojny jubilat.
Starzec wiecznie młody.
Ubrany jest ciepło
W kory gruby kożuch.
Nie boi się zimy,
Śniegu ani mrozu.
Jest największym śpiochem,
Lubi sobie pospać.
Budzi go dopiero
Bardzo późna wiosna.
Władcą jest wspaniałym,
Z nikogo nie szydzi.
Przymrozków wiosennych
Jednak nienawidzi.
Żyje pełnią życia,
Kiedy ma na co dzień,
Nie przykrytą głowę
I korzenie w wodzie.
Rośnie wówczas bujnie,
Jest zdrowy, szczęśliwy.
Fenomen natury,
Najstarszy wśród żywych.
Władysław Dzięgała
Trzcinniczek
Zawiesił hamak
W trzcinowych listkach,
Który się bujał
Niczym kołyska.
Gdy świt go budził
To od zarania,
Wśród wodorostów
Za muszką ganiał.
Rozmawiał z żabką
Fruwał wraz z ważką,
A jak się zmęczył
Siadał na gniazdko.
Słuchał jak nocą
Strzygą cykady,
Ćmy nucą dumki,
Grają owady.
Tylko trzcinniczek
Wie to jedynie,
Jak głośno chrząszcze
Mogą brzmieć w trzcinie.
Władysław Dzięgała
Kwiaty polne
Widzisz je w zbożu
Trawą splecione.
Stojące w morzu
Ostów zielonych.
Chabry, dziurawce,
Chwasty skarlałe,
Mleczów dmuchawce,
Zioła zdziczałe.
Wy polne kwiaty,
Białe. Czerwone.
Złote karaty
W ziemię rzucone.
Kwitnące w zbożach,
Kępą w szeregu.
Na pól bezdrożach.
Na miedzy brzegu.
Chwytacie serca,
Wśród lata znaków.
Barwą kobierca
Z chabrów i maków.
Władysław Dzięgała
Jest barczysty, silny.
Ma zamiast guzików
Budzą go żurawie
JeleńKwiaty polne
Widzisz je w zbożu
Trawą splecione.
Stojące w morzu
Ostów zielonych.
Chabry, dziurawce,
Chwasty skarlałe,
Mleczów dmuchawce,
Zioła zdziczałe.
Wy polne kwiaty,
Białe. Czerwone.
Złote karaty
W ziemię rzucone.
Kwitnące w zbożach,
Kępą w szeregu.
Na pól bezdrożach.
Na miedzy brzegu.
Chwytacie serca,
Wśród lata znaków.
Barwą kobierca
Z chabrów i maków.
Władysław Dzięgała
Buk
Buk to książę lasu,
Włada nim niezgorzej.
Ma w Polsce dwa księstwa:
Góry i pomorze.
Jest barczysty, silny.
Nosi lśniącą korę.
Rośliny i ptaki
Nazywa swym dworem.
Strój przywdziewa wiosną
Iście salonowy,
Zielony, soczysty.
Jesienią brązowy.
Ma zamiast guzików
Trójkątny orzeszek,
A listki ozdabia
Delikatny meszek.
Spać kładzie się wówczas,
Gdy wiatr pnie oczyści
I przykryje stopy
Grubą kołdrą z liści.
Budzą go żurawie
Cudownym klangorem,
By powitał wiosnę
Razem ze swym dworem.
Władysław Dzięgała
Jeleń mieszka w lesie,
Nikomu nie wadzi
I choć nie ma chaty,
Nie źle sobie radzi.
Wystarczy mu kora,
A zimą garść siana.
Kiedy pije wodę
Nie używa dzbana.
Jest zgrabny i duży,
Ma swoją rodzinę.
Łania jest mu żoną,
A zaś szpicak synem.
Na głowie ma wieniec,
Niekiedy dwie tyki.
Wrogiem są mu wilki,
Sidła oraz wnyki.
We wrześniu zaryczy
I pohasa w stadzie.
Zimą brodzi w śniegu,
Zasypia w nieładzie.
I choć na przedwiośniu
Swoją oręż gubi,
To i tak jest władcą,
Którego zwierz lubi.
Władysław Dzięgała
Grzyby
Pod sosnami w ścisku, tłoku
Szły podgrzybki po mchu miękkim,
Tuż za nimi kroczył z boku
Pan muchomor w białe cętki.
Nie opodal wśród krzewinek
Siadł pierścieniak bardzo rzadki,
Świat utkany z pajęczynek
Ubarwiały surojadki.
Widłak igłom przywdział kożuch.
Mech kobierce tkał z zieleni,
Na piaszczystym gleb podłożu
Stał borowik - król jesieni.
Tam gdzie jeżyn drapią kolce
W białych brzóz świetlistym lasku,
Kozak mknął na deskorolce
W czerwonym jak ogień kasku.
Zaś w sośninie gąski bure
Przykucnęły w drzwiach kurnika.
By nie spłoszyć stadka kurek
I wejść z nimi do młodnika.
Gdzie się łąka styka z gajem
Siedzą rydze i maślaki.
Po wertepach świerków skrajem
Gna opieńka wprost na pniaki.
Na ugorze tuż pod lasem
W morzu trawy toną kanie,
Pokazując smukłe nogi
Stu pieczarkom na polanie.
Władysław Dzięgała
Bóbr
Kopiąc zaś tunele,
Ogon jak patelnia,
A przy tęgich mrozach,
Pliszka
Bóbr
Bóbr duży czy mały,
Nie dba o wygodę.
Wznosi swoje tamy
I uwielbia wodę.
Kopiąc zaś tunele,
Z trudem drąży ziemię,
Po to by zbudować,
Wspaniałe żeremie.
Zęby ma ogromne,
Ostre jak siekiera.
Tnie nimi gałęzie
Albo korę zdziera.
Ogon jak patelnia,
Łuska na nim błyska.
A kiedy nim chlapnie,
Woda w niebo tryska..
Na zimę gromadzi
Drewna zapas spory.
Nie pali nim w piecu
Lecz ogryza z kory.
A przy tęgich mrozach,
W berka gra na lodzie
I myśli o lecie,
O tamie i wodzie.
Władysław Dzięgała
Pliszka
Na stromym dachu
Tuż pod dachówką,
Mieszkała pliszka
Wraz z muchołówką.
Codziennie rano
Trzy muszki w dziobku,
Chowała sprytnie
Jak w jakimś schowku.
Nosiła muszki
Na kalenicę,
Aby pisklętom
Ratować życie.
Władysław Dzięgała
Gągoł
Zakochany gągoł
Wśród zapachu żywic
Aż pewnego razu
To wprost niesłychane
Spadały z wysoka
Zebrała w gromadkę
Szczęśliwa rodzina
Władysław Dzięgała
Powiadają o nim,
Jesienią bez liści
Zima da mu szlafrok
Niewielkim dziobkiem
Wykuwa wióry
Z błyskami w oczach
Żuraw
W pniu wiekowej sosny
Dziuplę wykuł dzięcioł,
Przytulne M- jeden
Zajął kaczor z chęcią.
Zakochany gągoł
Urządził mieszkanko
I zamieszkał razem
Ze swoją wybranką.
Wśród zapachu żywic
Przez miesiączek cały,
Na jajkach pospołu
Gągoły siedziały.
Aż pewnego razu
Z pięterka na sośnie,
Maleńki gągołek
Wyskoczył radośnie.
To wprost niesłychane
Z dziupli niczym z beczki
Spadały na ziemię
Puszyste kuleczki.
Spadały z wysoka
Lądowały w kwiatkach,
Za ostatnią kulką
Wyskoczyła matka.
Zebrała w gromadkę
Kulki szarobure,
I ruszyła dziarsko
Ciągnąc żywy sznurek.
Szczęśliwa rodzina
W cudownych humorkach,
Wpłynęła na wodę
Leśnego jeziorka.
Widzi nie raz czapla
Jak w szuwarach płynął,
Jak w trzcinach zasypia
Gągołek z rodziną.
Władysław Dzięgała
Klon
Klon, ma zamiast liści
Na gałązkach dłonie.
Na wiosnę w zieleni
Niczym w morzu tonie.
Powiadają o nim,
Że to miły dziwak,
Bo kogo zobaczy
Wdzięcznie rączką kiwa.
Ubiera garnitur
Ładny, dwurzędowy.
Zielony lub żółty
Nieraz purpurowy.
Jesienią bez liści
Na świat smutno zerka,
Bo korę ma cienką
Niczym licha derka.
A kiedy zasypia,
To zachrapie nie raz,
Zwłaszcza, jeśli mrozek
Zacznie mu doskwierać.
Zima da mu szlafrok
Puszysty jak wata.
Jako jeden z pierwszych
Wita wiosnę w kwiatach.
Władysław Dzięgała
Dzięcioł
W biskupiej czapce
Czarny jak smoła,
W igłach żywicznych
Sprytnie się chowa.
Niewielkim dziobkiem
W pień drzewa wali,
Twardym jak dłuto
Z nierdzewnej stali.
Wykuwa wióry
Pełen skupienia,
W dziupli głębokiej
Aż hen do rdzenia.
Z błyskami w oczach
Szuka zazdrosny,
Gdzie bije serce
Potężnej sosny.
Władysław Dzięgała
Żuraw
Wśród traw i bagien
Na dzikiej łące,
Gdzie rośnie wierzba
Z czerwonym pnączem.
Maleńki żuraw
Codziennie rano,
Chodził na spacer Z tatą i mamą.
Krocząc dostojnie
Z zadartą główką,
Kłaniał się ziołom,
Pszczółkom i mrówkom.
Jaszczurkę zwinkę
Chronił przed słonkiem,
Na skrzydle bujał
Małą biedronkę.
Uczył się fruwać.
Latał wysoko.
Cerował dziurki
Białym obłokom.
Bawił się w berka
Z bączkiem i osą,
Pędząc za nimi
Aż ku niebiosom.
Miłym klangorem
O świcie śpiewał
I budził ze snu
Ptaki i drzewa.
Z siostrzyczką szukał
Jagód ciekawie,
Grał w chowanego
Z łasiczką w trawie.
Goniąc motylka
W sposób zbyt łatwy,
Wytropił w zbożu
Trzy kuropatwy.
Przez całą wiosnę
Także i latem,
Zmieniał swe piórka
W królewską szatę.
Jesienią żuraw
Formując szyki
Odleciał w kluczu
Wprost do Afryki.
Władysław Dzięgała
Jeśli to jajo
A jednak siedzi
Leśny prosiaczek
Oczka ma takie
Jak dwie gwiazdeczki,
W pyszczku prócz zębów
Śliczne fajeczki.
Do tych dwóch fajek
Ma też szabelki
I zamiast nosa
Gwizdek niewielki.
Miłuje pola,
Wręcz kocha laski.
Nosi kubraczek
W brązowe paski.
Chodzi z rodziną
Na spacer nocą,
Kiedy na niebie
Gwiazdy się złocą.
Razem z watahą
Na kartofliskach,
Grzebie swym ryjkiem
Jak w wielkich w miskach.
Szuka ziemniaków
Na swój obiadek,
A gdy je znajdzie
Chrupie ze stadem.
Pod dąb stuletni
Biega czasami,
By pobuchtować
Za żołędziami.
Hasa jak dziecko
W lasach bukowych,
Po to by znaleźć
Orzeszek zdrowy.
W zielonych borach
Zdobionych mchami,
Przewraca ściółkę
Razem z igłami.
Szuka swym noskiem
Leśnych przysmaków,
Pysznych poczwarek,
Larw i pędraków.
Uwielbia sporty
O każdej porze,
Niczym motylek
Śmiga po borze.
Jak wiatr po niebie
Gna, skręca, fika
I w gąszczu krzewów
Bez śladu znika.
Strudzony sypia
Pod świerkiem skrycie,
I w puszczy dzikiej
Żyje swym życiem.
Władysław Dzięgała
Głuszec
Niczym smoła, czarny,
Lubi stare drzewa,
Kiedy pieśń o świcie
Jak cień znika w borze
Władysław Dzięgała
W lesie
Z kolei leszczyna
Płacze dziś topola
Łzami świat zalewa,
Skąd w niej tyle pola
Skoro pień ma z drzewa.
Trzęsie się osika,
Na ludzi narzeka,
Wołają: - O! sika.
Choć nic nie wycieka.
Walentynki
I choć był to luty,
Gdzie swój łuk kierował,
Zaś samotnik jesion,
Młodziutki zawilec,
Do świerka zaś brzoza,
Zefirek konwalię,
Do dęba zaś sosna,
Orzeł
Ma szpony ze stali
Szybuje wspaniale
Uwielbia las, góry,
Sprytny, zwinny, szybki,
Władysław Dzięgała
Krokusy
Na trawiastym zboczu
Obudzone kwiaty
Kielichami kwiatów
Władysław Dzięgała
Ballada o podrzutku
Ptak pełen uroku,
Unikalny kurak,
Co w ciszę i spokój
Przywykł dawać nura.
Niczym smoła, czarny,
Z przeuroczą, nogą,
Kocha swoje barwy
I uwielbia ogon.
Lubi stare drzewa,
Zbiera ziarnka piasku
Pieśń godową śpiewa
Jedynie o brzasku.
Przylatuje nocą,
Zasiada na sośnie,
Tokuje uroczo
I kocha zazdrośnie.
Kiedy pieśń o świcie
Szlifuje swym głosem,
Głuchnie całkowicie
Jakby był młokosem.
Jak cień znika w borze
Porusza się skrycie,
W jednej chwili może
Stracić pieśń i życie.
- Kto czyha na ptaka?
- Gna w puszczę dla toków?
Powie Wam za krzaka
Gość, z bronią przy oku.
Władysław Dzięgała
W lesie
Pewne drzewa w lesie
Ochrzcił człek nie mądrze.
To - nazywa wiązem
Chociaż nic nie wiąże?
Z kolei leszczyna
Skarży się przyrodzie,
Że las na nią patrzy
Jak na leszcza w wodzie.
Płacze dziś topola
Łzami świat zalewa,
Skąd w niej tyle pola
Skoro pień ma z drzewa.
Zrozpaczona Lipa
Wierzy w to niestety,
Że jest wielką chałą
I ma coś z tandety.
Trzmielina natomiast
Próbowała latać
I na trzmiela wołać:
- Mój kochany tata!
W tym dziewiczym lesie
Ktoś do graba ględził,
Żeby świat zagrabił
Nie dając narzędzi.
Trzęsie się osika,
Na ludzi narzeka,
Wołają: - O! sika.
Choć nic nie wycieka.
Jałowiec jej na to
Cichutko odpowie:
Jaki ze mnie Łowiec,
Skoro nic nie łowię?
I dlaczego rośnie
W samym środku głuszy,
Zielona kruszyna,
Która się nie kruszy?
Nie wiem komu wierzyć,
Tak po prostu mam.
Drzewo szepcze tuja
Chociaż rośnie tam?
Z nazewnictwa tego
Nie rozumiem nic
Dlaczego Jedlica
Skoro nie ma lic?
Proszę mi wytłumacz,
Skoro o tym wiesz,
Bez czego jest w końcu,
Ten pachnący bez?
Władysław Dzięgała
Walentynki
Do zimowej kniei,
Wszedł Walenty rano.
Lecz, sam tu nie przyszedł,
Fruwał nad nim Amor.
I choć był to luty,
Spisywał się dzielnie.
Co rusz strzelał z łuku,
I to bardzo celnie.
Gdzie swój łuk kierował,
Świat się wokół zmieniał.
Serduszko pikało,
A las pozieleniał.
Buk klęczał przed lipą,
Niczym przed Madonną
Wyznając jej miłość,
Szczerą i dozgonną.
Zaś samotnik jesion,
Co rósł nad potokiem.
Za czarną olszyną,
Tęsknym wodził wzrokiem.
Młodziutki zawilec,
W klonowej altance.
Całował przylaszczkę,
Na swej pierwszej randce.
Do świerka zaś brzoza,
Tuląc się szeptała,
Że jest tak zazdrosna,
Aż pozieleniała.
Zefirek konwalię,
Woził swym pegazem.
Po to, by przez chwilę,
Być z wybranką razem.
Do dęba zaś sosna,
Rzekła: Proszę Pana,
Jestem, aż po szyszki
W Panu zakochana.
Gdy odszedł Walenty.
Ucichło serc drżenie,
Umizgi, zaloty
I zauroczenie.
Władysław Dzięgała
Orzeł
Miłośnik przestworzy
Myśliwy i lotnik,
Niestrudzony rycerz,
Bojownik samotnik.
Ma szpony ze stali
Bystry słuch i oko,
A jeśli już fruwa,
To fruwa wysoko.
Szybuje wspaniale
Skrzydłem gwiazdy strąca,
Lata nad poziomy
I dotyka słońca.
Uwielbia las, góry,
Wolność i swobodę,
Błękit nieba, przestrzeń
I dziką przyrodę.
Sprytny, zwinny, szybki,
Waleczny do bólu,
Herb, znak, symbol, godło
Monarchii i królów.
Władysław Dzięgała
Krokusy
W barwnym kotlin siodle
Po zachodniej stronie,
Z góry hala schodzi
Jak po nieboskłonie.
Na trawiastym zboczu
Słońce śniegi kruszy,
Wiosna ze snu budzi
Zaspane krokusy.
Obudzone kwiaty
W sukniach jak na balu,
Tańczą taniec wiosny
Niczym na Podhalu.
Kielichami kwiatów
Szara górska gleba,
Umaiła stoki
Po firmament nieba.
Władysław Dzięgała
Ballada o podrzutku
W lesie tę prawdę
Wszyscy już znają,
Gdzie znaleźć można
Kukułcze jajo.
Jeśli to jajo
Miewa Trzcinniczek,
To ma naprawdę
Paskudne życie.
Siedząc na jajach
Dwoi się troi,
Bo nie odróżnia
Podrób od swoich.
A jednak siedzi
I dni nie liczy,
Z pisklęciem większym
Niż sam Trzcinniczek.
Zanim to pisklę
Zaczęło kukać,
Głodując biedak
Pokarmu szukał.
Karmił go wiosną,
Karmił go latem,
Aż ten pisklaczek
Stał się Goliatem.
Trzcinniczek mały
Muszki wciąż zbierał,
Goliat zaś urósł
Na Guliwera.
Co by się stało
Gdyby w tym lasku,
Miał Mysikrólik
To jajo w gniazdku?
P.S.
A ludzie mówią
I fama głosi,
Że głos Kukułki
Szczęście przynosi
Władysław Dzięgała
Chodzi po listkach
Lubi czasami
Kiedy jej powiem:
Z palca się wzbija
Przycupnie cicho
Leci cudownie
Zapewne myśli
Suseł
Jest niepozorny
Szarą na skórę,
Daleki krewny
Naszych wiewiórek.
Kocha ugory
Ale najlepiej,
Lubi poszaleć
Na dzikim stepie.
Poskubać trawkę,
Biegać za ziarnem,
Wykopać norkę
Gdzieś w ziemi czarnej.
Stanąć na łapkach
Nadstawić uszu
I patrzeć niczym
Szlachcic w kontuszu.
Na krańce stepu,
Pól i odłogów,
Czy nie ma ludzi,
Nie widać wrogów.
Nim lato minie
Do norki ruszy,
Zamyka oczy
I śpi jak suseł.
Latem zasypia,
W marcu zaś wstaje,
Dziwne ten suseł
Miewa zwyczaje.
Władysław Dzięgała
Biedronka
W moim ogrodzie
Mieszka biedronka,
Ma dwa skrzydełka,
Nie ma ogonka.
Chodzi po listkach
Na sześciu nóżkach
W czerwono czarnych
Prześlicznych ciuszkach.
Lubi czasami
Wejść na mój palec,
Wspina się w górę
I frunie, ale
Kiedy jej powiem:
- „Leć, leć do nieba
Przynieś mi proszę
Kawałek chleba”.
Z palca się wzbija
Już leci prawie
I szybko siada
Na zgiętej trawie.
Przycupnie cicho
Ukryta w runie,
Odsapnie chwilkę
I znowu frunie.
Leci cudownie
Zawsze do przodu
I nie opuszcza
Mego ogrodu.
Zapewne myśli
Kiedy tak lata,
Że ten mój ogród
To kraniec świata.
Władysław Dzięgała
Mrówcza praca
Władysław Dzięgała
Mrówcza praca
Na polbruku w pełnym blasku,
Błyszczą w słońcu kupki piasku,
W szparkach widać setki główek,
Setki główek sprytnych mrówek.
Idą sznurkiem, swoją trasą,
Liczna grupą, cała masą.
Nie śpiewają idą grzecznie,
Jak piechurzy na wycieczkę?
Nic nie mówią, liczą kroki,
Czasem zerknie ktoś na boki.
Bez pośpiechu, bez brawury,
Nikt nie biegnie nawet z góry.
Nikt nie gdera, nikt nie knuje,
Przez dzień cały wciąż pracuje.
A pracują nie dla chleba,
Robią ciężko bo tak trzeba.
Chodzą noszą tam z powrotem
Nikt nie płaci za robotę.
Kto zaniesie migiem wraca.
To jest właśnie mrówcza praca,
Władysław Dzięgała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz